Pani Krystyno,
z uwagą przeczytałam Pani wpis i muszę przyznać, że dał mi on do myślenia. Teatrem "na poważnie" interesuję się od niedawna i chociaż nie bywam na spektaklach tak często, jakbym tego chciała, to jednak moje rozeznanie jest większe niż kiedyś.
Może wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem, może nie pojmuję głębszego poziomu tej dziedziny sztuki, ale nie podoba mi się to, co dzieje się z teatrem. Nie jestem fanem awangardy, a farsa bawi tylko od czasu do czasu. Czasem mam wrażenie, że nawet teatr zaczyna traktować widza jak idiotę i żywi go tym, co łatwe i smaczne albo niezrozumiałe i udziwnione. Nie ma żadnego wypośrodkowania.
Martwi mnie wiele rzeczy. Ludzie, którzy przychodzą jak na film, tylko, że w takim "droższym kinie", ewentualnie zobaczyć jakąś gwiazdę serialu na żywo, mniejsza o to, jak gra na scenie, a co gra to już w ogólnie nie jest istotne, byle tylko ją zobaczyć i stwierdzić, że jest grubsza/nizsza/brzydsza niż w telewizji. Pewnie teraz przesadzam i generalizuję, ale jest w tym trochę prawdy. Nie uważam wcale, że teatr powinien jedynie uczyć i prowadzić do refleksji, bo to też bzdura kompletna. Coraz częściej brakuje mi w nim jednak jednej, jedynej rzeczy. Piękna.
I osób na wzór Pani Marii, cudownej maitre d’hotel. A to zaczyna przerażać.
Jutro idziemy z koleżankami na Braci Karamazow do Teatru Collegium Nobilium. Może nie jest to teatr najwyższych lotów, ale jest w tym miejscu coś niezwykłego. Chyba świeżość. Nie mogę się już doczekać spektaklu.
Pani Krystyno, gdziekolwiek Pani jest, mam nadzieję, że chociaż trochę Pani odpoczywa. Życzę wszystkiego dobrego i siły, bo naprawdę warto. Wszystko warto.
Jeżeli gdzieś w powyższym wywodzie palnęłam bzdurę, proszę to potraktować z przymrużeniem oka.
Pozdrawiam serdecznie
Byle do wiosny
Agnieszka