hartwig

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

hartwig

Postprzez nat Pt, 16.07.2010 16:16

"Przygoda" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie.

Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.

Bez znakomitej roli Jana Englerta "Przygoda" w warszawskiej Polonii byłaby innym przedstawieniem. Aktor daje jej nieubłaganą lakoniczność współczesnego moralitetu. Każdy jego gest ma ciężar ołowiu.

O tym, że chce wyreżyserować na własnej scenie "Przygodę" Sandora Maraiego Krystyna Janda wspominała bodaj dwa lata temu. Realizacja odwlekała się, a to z powodu innych projektów, a to ze względu na brak czasu Jana Englerta - szefowa Polonii w głównej roli chciała mieć tylko jego. Wcześniej zobaczyliśmy "Tatarak" Andrzeja Wajdy. W jednej ze scen profesor medycyny (Englert) skrupulatnie bada swą żonę (Janda) i wykrywa u niej nowotwór. Kobiecie pozostało kilka miesięcy życia. Ten fragment autorzy filmu wzięli z opowiadania węgierskiego pisarza "Nagłe wezwanie". Oglądamy go także w Polonii. Maraiego znaliśmy dotąd z prozy oraz wstrząsającego "Dziennika", w którym łączył wyznanie intymne z dokumentem epoki. Autor "Żaru" zdawał się mistrzem języka, operującym nim z chirurgiczną precyzją. Był Marai spadkobiercą literackiego blasku Mitteleuropy. Nazywano go czasem węgierskim Tomaszem Mannem. W warszawskim spektaklu z początku tego nie widać. "Przygoda" to dramat trudny, niemal w całości zbudowany ze scen dwójkowych, wszystko zależy zatem od dialogów, a co za tym idzie - od aktorów. Janda w Polonii obsadę ma dobrą, a jednak początkowe fragmenty zawodzą. Czasem wydaje się wręcz, że wiele pracy włożono w zneutralizowanie nieubłaganego języka Maraiego i w zastąpienie go melodramatem ze średniej półki. Edyta Olszówka jako zdradzana pani doktor miota się po placu gry, pazurami (dosłownie!) walcząc o wiarołomnego kochanka (Mariusz Zaniewski). Ten z kolei ma zbyt mało siły, by uzasadnić przypisaną mu przez autora funkcję katalizatora najważniejszych zdarzeń. Wiesław Komasa pojawia się niczym zjawa z przeszłości, wyrzut sumienia bohatera, ale do końca nie znajduje klucza do swej postaci. Obietnicą roli jest na razie żona Beaty Ścibakówny. Bywa przejmująca, lecz w najważniejszych chwilach zbyt łatwo uderza w histerię. Ale to da się wyeliminować. W pierwszych sekwencjach wydaje się zatem, jakby w "Przygodzie" Jandy mniej było Maraiego, a więc quasi-serialowej opowieści o miłosno-zawodowych rozterkach grupy lekarzy. Otrzymujemy zatem niewiele więcej niż bardziej wyrafinowaną wersję "Na dobre i na złe".

Zdecydowany zwrot przynosi wejście Jana Englerta. Gra profesora Kadara - wybitnego lekarza, który w jednej chwili zdaje sobie sprawę, że pieczołowicie budowane poczucie sukcesu i osobistego szczęścia było tylko ułudą. Do końca jednak nie wychodzi ze swej roli. Portretuje kogoś, kto w żadnych okolicznościach nie zrzeknie się własnej siły. Odkrywa w lot intrygi innych, ale wie tyle o świecie i o bliźnich, że siłą rzeczy weźmie za nich odpowiedzialność. Choćby nawet miał zapłacić za to jeszcze wyższą cenę.

Kreacja Englerta przenosi widowisko w Polonii w inne, ciekawsze rejony i podpowiada jego najważniejszy temat. Dzięki takiemu ujęciu roli Kadara "Przygoda" staje się traktatem o zdradzie i odpowiedzialności za własne wybory i innych, mniej świadomych. Englert gra go bez fałszywych tonów.

Jest skrajnie powściągliwy, w ponaddwugodzinnym spektaklu może raz podnosi głos. Dzięki temu jego spokój zyskuje nowy wymiar - ukrywa ból i piekące emocje. Tworzone poza macierzystą narodową sceną, której od 2003 roku jest dyrektorem, role Englerta wskazują, że to dziś w polskim teatrze ktoś wyjątkowy. Jako Paolo w spektaklu "T.E.O.R.E.M.A.T." Jarzyny w TR, a teraz w roli Kadara w "Przygodzie" ukazuje artysta zdumiewającą pewność stosowanych środków. Inna rzecz, że będących z nim na scenie aktorów skazuje to na trudne partnerowanie. Gdy ogląda się spektakl w Polonii, w wielu momentach nierównowaga sił jest tak wyraźna, że można poczuć się jak na monodramie wielkiego aktora.

Jacek Wakar
Dziennik Gazeta Prawna nr 137 - Kultura
16-07-2010
__________________________________________________________________________________________

Aneta Kyzioł
19 lipca 2010

Recenzja spektaklu: "Przygoda", reż. Krystyna Janda
Márai jak Mniszkówna

Nie lepiej jest z aktorstwem. Broni się jedynie Jan Englert w głównej roli profesora Kadara

Ponoć „Przygoda” Sándora Máraiego w 1940 r. w Budapeszcie była prawdziwym objawieniem. Na historię jednego dnia z życia lekarza, gdy osiąga szczyt swojej kariery, by chwilę później poczuć gorycz zdrady przez najbliższych, stracić wszystko i resztkami sił walczyć o zachowanie godności – przychodziły tłumy widzów. Może więc sztuka zwyczajnie się zestarzała albo problem leży w polskim tłumaczeniu, bo w spektaklu wystawionym w warszawskim Teatrze Polonia przez Krystynę Jandę dialogi, a zwłaszcza kwestie kobiece, brzmią jakby wyszły spod pióra Mniszkówny; patos miesza się w nich z kiczem.

Nie lepiej jest z aktorstwem. Broni się jedynie Jan Englert w głównej roli profesora Kadara – postaci, która była inspiracją dla jego roli lekarza w filmowym „Tataraku” Andrzeja Wajdy. Jest to jednak zwycięstwo osobowości Englerta. Aktor ze swoim dystansem i elegancją wydaje się stworzony do opowiadania historii o upadku i powstawaniu z gruzów starzejących się, niegdyś władczych mężczyzn. Dowodem świetna kreacja w „T.E.O.R.E.M.A.T.” Grzegorza Jarzyny w TR. Także tutaj robią wrażenie jego słowa o starości, która to – a nie śmierć – jest najtrudniejszym zadaniem postawionym przed człowiekiem. Na jednej nucie zbitego psa gra jego asystenta Mariusz Zaniewski.

Edyta Olszówka w roli asystentki co drugą kwestię zaczyna od: „Panie profesorze, czy ja dobrze zrozumiałam...”. Obie z grającą żonę Kadara Beatą Ścibakówną mają sceny rodem z przedwojennych melodramatów, z załamywaniem rąk i rzucaniem się na blat stołu. Z całości, oprócz roli Englerta, w pamięci pozostanie scena prześwietlania żony Kadara promieniami Roentgena. Badanie wykazuje nie tylko, że ma ona serce, ale w dodatku, że jest to serce prawdziwie kobiece, wyraźnie chcące kochać i być kochanym.

Polityka
__________________________________________________________________________________________

Agnieszka Odorowicz ponownie dyrektorem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

Agnieszka Odorowicz została ponownie dyrektorem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Na pięcioletnią kadencję po raz drugi została wybrana w otwartym konkursie. W piątek minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski wręczył Odorowicz nominację. Razem z Odorowicz nominację odebrał też Tadeusz Zielniewicz, który otrzymał powołanie na stanowisko dyrektora Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie. Zastąpił na tym stanowisku archeologa i wykładowcę akademickiego, Przemysława Nowogórskiego.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski wręcza Agnieszce Odorowicz powołanie na stanowisko dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Z lewej aktorka Krystyna Janda. Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Podczas piątkowej uroczystości minister Bogdan Zdrojewski zwrócił uwagę, że Odorowicz została wybrana jednogłośnie, dzięki pozytywnym ocenom wszystkich członków komisji konkursowej.

Instytut powstał w 2005 roku, a Odorowicz została w tym samym roku jego pierwszą szefową.

"Polski Instytut Sztuki Filmowej spełnił oczekiwania środowiska (filmowego - PAP). Jestem przekonany, że w znacznym stopniu spełnia też oczekiwania (...) widzów. Polskie kino zostało wzbogacone o wiele nowych tytułów, liczba widzów wybierających w kinie polskie produkcje wzrosła 10-krotnie" - mówił minister.

Odorowicz dziękując Zdrojewskiemu za powołanie podkreśliła, że przyjmuje je też jako zobowiązanie.

"Między Agnieszką Odorowicz a jej kontrkandydatami zarysowała się bardzo duża różnica poziomu wiedzy"

"Nie ukrywam jednak, że jest to dla mnie satysfakcja, bo część członków komisji konkursowej to reprezentanci firm, którzy de facto finansują polską kinematografię. To przedstawiciele nadawców prywatnych, kin, dystrybutorów - czyli ci, którzy wpłacają do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej swoje pieniądze. Dziękuję im za jednogłośne poparcie" - mówiła Odorowicz.

Jak zapowiedziała, kolejne pięć lat działalności Instytutu będzie etapem "podnoszenia jakości polskiego kina, intensywnej edukacji widzów, także tych najmłodszych, oraz wzmożonej promocji polskiego kina".

Przewodnicząca komisji konkursowej Krystyna Janda pytana przez PAP, co zdecydowało o jednoznacznym poparciu dla Odorowicz, tłumaczyła, że posiada ona ogromną wiedzę na każdy temat związany ze środowiskiem filmowym i prowadzeniem Instytutu. "Między Agnieszką Odorowicz a jej kontrkandydatami zarysowała się bardzo duża różnica poziomu wiedzy. Tak naprawdę tylko Agnieszka Odorowicz gwarantowała stabilność PISF-u" - powiedziała PAP Janda.

"Podstawowe pytanie, które zadawaliśmy kandydatom, brzmiało: co chcieliby zmienić? (...) Wszystkie odpowiedzi pani Odorowicz były merytoryczne" - podkreśliła Janda, dodając, że żaden z kontrkandydatów Odorowicz nie zanegował poziomu dotychczasowego prowadzenia Instytutu.
12następna

Źródło: PAP
__________________________________________________________________________________________

A w Berlinie od dziś wystawa fotografii Edwarda Hartwiga, wśród nich tej fantastycznej z "Opery za trzy grosze"...

Edward Hartwig | Retrospektive
13.07.2010

Die Galerie Hiltwasky zeigt in Kooperation mit der Moonblinx Gallery vom 16. Juli bis 25. September 35 schwarz|weiss Werke aus der Retrospektive. Edward Hartwig hat durch seinen individuellen Stil jahrzehntelang die Entwicklung der polnischen Fotografie entscheidend mitgeprägt. Auch im Ausland fand sein Wirken als Fotograf Anerkennung. Er gilt als einer der bedeutendsten Vertreter der polnischen Fotografie und inspiriert bis heute. Die Ausstellung macht sein umfangreiches Oeuvre jenseits der Grenzen seiner Heimat einem breiten Publikum zugänglich.

Obrazek Obrazek

links | Portrait of a Girl , 1950, Edward Hartwig Estate
rechts | Portrait of a Girl, 1990, Moonblinx Gallery

Hartwig nimmt eine wesentliche Rolle in der polnischen Fotografiegeschichte der Nachkriegszeit ein. Anfangs widmete er sich nach dem Studium bei Rudolf Koppitz in Wien, durch den Piktorialismus inspiriert, vor allem der experimentellen Fotografie. Später begann er auch andere Stile und Methoden in sein Werk zu integrieren. Er benutzte die Kamera als künstlerisches Werkzeug einer rein subjektiven Gestaltung. Hartwig verfremdete Bildgegenstände und arbeitete mit Überblendungen und Solarisationen, um die Dynamik und Expressivität seiner Motive zu steigern. Darüber hinaus wählte er intensive Licht- und Schattenkontraste und führte reale und fantastische mit rein abstrakten Elementen zusammen.

Obrazek Obrazek

links | Henryk Berlewi Models, 1962, Moonblinx Gallery
rechts | Krystyna Janda, 1988, Edward Hartwig Estate

Um die Vielfältigkeit Hartwigs experimenteller Fotografie zugänglich zu machen, ist der Fokus der Ausstellung vor allem auf die wechselhaften Ausdrucksweisen seiner Kunst gerichtet. Mit 62 Schwarz-Weiß-Originalabzügen zeigt sie einen Querschnitt seiner unterschiedlichen Schaffensphasen. Ein Sonderbereich widmet sich dem Thema »Hartwig und seine Künstler«, bei dem die engen Kontakte zu Künstlerfreunden wie Henryk Berlewi (1894–1967) und Tadeusz Kantor (1915–1990) thematisiert und im Werk gespiegelt werden.

Obrazek
Bright Act, 50, Edward Hartwig Estate

Galerie Hiltawsky | Tucholskystraße 41 | 10117 Berlin
Ausstellungsdauer: 16. Juli - 25. September 2010
Öffnungszeiten: Di – Fr 13:30 – 19:30, Sa 14 – 17:30 Uhr
__________________________________________________________________________________________

Kulissen der Großstadt
Der Tagesspiegel

Die Galerie Hiltawsky entdeckt den polnischen Fotopionier Edward Hartwig

Als Retrospektive, auch wenn sie sich so nennt, kann die Ausstellung nicht bezeichnet werden. Dazu ist die Anzahl der 35 präsentierten Arbeiten zu gering. Und doch ist es eine Entdeckung, die neugierig auf mehr Werke des Künstlers macht. Die gestern eröffnete Ausstellung der Galerie Hiltawsky in Kooperation mit der Frankfurter Moonblinx Galerie zeigt eher Ausschnitte aus verschiedenen Schaffensphasen des 1909 in Moskau geborenen polnischen Meisterfotografen Edward Hartwig, der 2003 in Warschau verstarb.

Schon in Jugendjahren machte ihn sein Vater Ludwik mit der Fotografie und der Arbeit in der Dunkelkammer vertraut. Frühe Aufnahmen aus den zwanziger und dreißiger Jahren lassen noch keine eigene Handschrift erkennen. Erst das Fotografiestudium von 1932 bis 1934 bei Rudolf Koppitz in Wien animierte Hartwig dazu, sich der experimentellen Fotografie zu widmen. Fortan arbeitete er mit Inszenierungen, Überblendungen, Doppelbelichtungen, Solarisationen sowie intensiven Licht- und Schattenkontrasten.

Die Motive – Landschaften, Akte und Porträts – werden durch diese Verfahren stark verfremdet. Dabei rückt die Fotografie Hartwigs in große Nähe zur Malerei und Zeichnung: Konkretes wird mit Abstraktem verschmolzen. Stets blieb der Mitbegründer des Polnischen Kunstfotografenverbandes der Schwarz-Weiß-Fotografie treu. Mit diesen Mitteln entwickelte Hartwig eine eigenwillige Bildsprache, die ihm vor allem in Polen, aber auch international Ansehen verschaffte. Sein Album „Fotografika” wurde in verschiedenen Sprachen verlegt.

Zeit seines Lebens hat sich Hartwig, der hauptsächlich in Warschau arbeitete, in Theater-, Künstler- und Filmkreisen bewegt, was sich auch in seiner fotografischen Arbeit niederschlug. Die konstruktivistischen Gemälde von Henryk Berlewi, einem Ur-Ahnen der Op-Art, kombiniert er mit Mannequins in Kleidern mit den gleichen Schwarz-Weiß-Mustern. Den Maler und Theatermacher Tadeusz Kantor lässt er in einem Triptychon durch Überblendungen mit seinen Kulissen verschmelzen – eine raffinierte und erzählerische Form des Porträts. Das Profil der Schauspielerin Krystyna Janda verschwimmt bei ihm hinter überblendeten Lichtreflexen und einer unterlegten Großstadtkulisse.

Im „Porträt eines Mädchens“ (1950), das als moderne Madonna an Audrey Hepburn erinnert, oder „In einer Hunde-Show“ aus den sechziger Jahren experimentiert Hartwig mit Körpern und Schatten, die zu abstrakten Flächen verschmelzen und dadurch ihre Dreidimensionalität verlieren. Die experimentellen Fotografien Hartwigs lassen ein hoch individuelles Werk entdecken. Die Preise für die Aufnahmen liegen zwischen 2500 Euro und 5500 Euro. Angela Hohmann

Galerie Hiltawsky, Tucholskystraße 41, bis 25. September; 09.2010, Tucholskystraße 41, Dienstag bis Freitag 13.30 bis 19.30 Uhr, Samstag 14 bis 17.30 Uhr.
_________________________________________________________________________________________

Najlepsze polskie aktorki wybrane
26.07.2010

Najlepsze, obsadzane w głównych rolach, najczęściej nagradzane, najpopularniejsze i najpiękniejsze polskie aktorki filmowe w obiektywach najznakomitszych polskich fotografików - taki będzie temat albumu powstającego z inicjatywy i środków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz wydawnictwa Rosner i Wspólnicy. Głosujący od 6 lipca na portalu Filmweb internauci wybrali pięć z nich: Krystynę Jandę, Danutę Stenkę, Magdalenę Cielecką, Katarzynę Figurę i Beatę Tyszkiewicz.

W albumie znajdą się zdjęcia takich fotografików jak: Edward Hartwig, Zofia Nasierowska, Renata Pajchel, Krzysztof Gierałtowki Piotr Bujnowicz, Wojciech Plewiński i Tadeusz Rolke, a także biografie i filmografie aktorek oraz anegdoty i wypowiedzi znanych osób na ich temat.

50 aktorek w konkursie wybierze Jury złożone z przedstawicieli różnych zawodów filmowych (aktor, reżyser, operator, producent i scenarzysta): Bogusław Linda, Borys Lankosz, Sławomir Idziak, Michał Kwieciński i Janusz Głowacki w konsultacji z filmoznawcą dr. Rafałem Marszałkiem.

5 aktorek poprzez głosowanie internetowe wybrali widzowie. W głosowaniu uczestniczyło 400 osób. Najwięcej głosów - 137 - uzyskała Krystyna Janda, Danuta Stenka - 68, Magdalena Cielecka - 50, Katarzyna Figura - 49, Beata Tyszkiewicz - 45.

Album AKTORKI POSKIEGO FILMU powstaje z inicjatywy i środków Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz wydawnictwa Rosner i Wspólnicy we współpracy z Filmoteką Narodową i Muzeum Kinematografii w Łodzi. Ukaże się pod koniec roku.

PISF
___________________________________________________________________________________________

Znów list-tasiemiec. Ale to wina tej prasówki... ;)

Pozdrawiam Pani Krystyno resztkami uduszonych sił, z pokoju, w którym jedyną formą klimatyzacji jest chłodzenie ręczne. Na szczęście obiektów do wachlowania sporo dookoła. Papiery, książki, notesy, notatniki, laptop... No ten ostatni to może trochę za ciężki, a w dodatku sam się grzeje. Koszmar.

Za to przed Panią urlop, życzę zatem odpoczynku przez duże "O" w rześkim powietrzu i niegryzącym słońcu, bo ono tutaj jakieś uszczypliwe się zrobiło...
Kłaniam się niziutko,

N.
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: hartwig

Postprzez Krystyna Janda Pn, 02.08.2010 06:54

Bardzo , bardzo dziękuję. I wiem co się zdarzyło. Ukłony i pozdrowienia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja