Niepokorna i uwielbiana
Katarzyna Czarnecka 03-06-2010
Rok 1987. Krystyna Janda wystawia monodram na podstawie opowiadania Agnieszki Osieckiej. Spektakl odnosi niebywały sukces. I pozostaje na lata w pamięci widzów. Dziś wraca na scenę.
*Teraz Krystyna Janda powraca z tytułem na deskach swojego Och-Teatru. Dziś premiera spektaklu, który będzie można zobaczyć także w sobotę i niedzielę
autor zdjęcia: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
*Krystyna Janda w „Białej bluzce” 23 lata temu. Wówczas grała na trzech scenach: najpierw w teatrze Ateneum, później w Żydowskim i Komedii
źródło: PAP
Recenzenci byli zgodni: „Biała bluzka” stała się wydarzeniem. „To, co zrobiła Janda z Magdą Umer (...), nie waham się nazwać kreacją” (Krzysztof Kucharski, „Notatki z trzech recitali”). „Nie widziałem jeszcze tak wykonanego monodramu” (Krzysztof Karwat, tygodnik „Tak i nie”). „Krystyna Janda (...) potrafiła dzięki swej osobowości przekonująco wcielić się w postać zwykłej dziewczyny” (Jacek Lutomski, „Rzeczpospolita”).
– Nie pamiętam recenzji prasowych – mówi reżyserka spektaklu Magda Umer. – Pamiętam pełne zachwytu „recenzje” publiczności. – Ta euforia dookoła każdego wieczoru zbiła nas obie prawdziwie z pantałyku – dodaje Krystyna Janda.
Dlaczego ten spektakl wywołał tak ogromne emocje? Dlaczego jego bohaterka Elżbieta stała się postacią kultową? Wróćmy do 1987 roku. Sprawdźmy, jak widzowie zapamiętali „Białą bluzkę”.
Pić i walczyć
– Poszłam do teatru, nie wiedząc o tym spektaklu nic – mówi Danuta Sałkiewicz. – Nie spodziewałam się więc, że będę oglądać coś wyjątkowego. – Ja wręcz przeciwnie, sporo się nasłuchałam i naczytałam – mówi Lisa Gutowska. – To nie było zwykłe przedstawienie, miało specyficzny klimat, aurę. Było poprzedzone takim hukiem, że musiałam je zobaczyć.
– A ja ze względu na Agnieszkę Osiecką. Jej teksty kojarzyły mi się z wdziękiem szaleńca, któremu wolno wszystko – mówi Beata Saratowicz. Ale realizatorkom spektaklu nie do końca wszystko było wolno. Była przecież cenzura.
– Walczyło się o każde, z pozoru niewinne, zdanie, które mogło siłą swojego wyrazu obalić ustrój socjalistyczny... – wspomina z uśmiechem Umer.
Były też kłopoty z salą.
– Spektakl produkował wrocławski IMPART na Festiwal Piosenki Aktorskiej – opowiada Janda. – Wynajął salę mojego wtedy macierzystego teatru Ateneum, a potem dwóch innych teatrów: Żydowskiego i Komedii, bo Ateneum tytułu nie chciało mieć u siebie...
– Wcale się nie dziwię tym problemom – mówi Beata. – „Biała bluzka” jest zdecydowanie pełna elementów kojarzących się ze stanem wojennym. Osiecka mimochodem niejako przemyca ówczesne realia. W nich właśnie funkcjonuje Elżbieta. Ale czy to na pewno taka „zwykła dziewczyna”?
– Inna, nieprzystosowana, niepotrafiąca sobie poradzić. Zwyczajna na pewno nie – przypomina sobie Danuta.
– Tak naprawdę to ona była rozdwojona – uzupełnia Beata. – Jedna jej osobowość była rozsądna, opiekuńcza i można powiedzieć – przyziemna. Druga to wcielenie szaleństwa, wariactwa, nieodpowiedzialności.
Elżbieta nie będąc ani partyjniaczką, ani opozycjonistką, to postać jakby zawieszona między tymi dwoma wyrazistymi postawami. W dodatku niczym się nie zajmuje, do niczego nie dąży, dość poważnie pije, a i prowadzi się niezbyt moralnie.
– To wszystko prawda. Można ją więc było potraktować jako infantylną idiotkę i jej postawę stanowczo odrzucić – analizuje Lisa. – Ale można było też uznać, że ona to robiła po coś. Że to był jej specyficzny sposób walki z systemem, w którym najlepiej, żeby wszyscy byli tak samo byle jacy i bezwolni. Bo owszem, idzie na przykład do łóżka z milicjantem, ale dzięki temu ratuje od więzienia chłopaka z teczką pełną ulotek.
Wskazywać miejsce
To drugie rozumienie niejednoznacznej bohaterki spowodowało, że stała się ważna.
– Można się było z nią zidentyfikować przez sam czas, w którym żyliśmy wtedy wszyscy – mówi Danuta.
– Ten model mógł być atrakcyjny dla dziewczyn, które nie potrafiły się odnaleźć nie tyle w rzeczywistości społeczno-politycznej, ile po prostu w życiu – podkreśla Lisa. – Dziewczyn buntujących się podobnie jak Elżbieta, w taki straceńczy sposób, szukających siebie, swojej tożsamości. A dodatkowo rok 1987 to były czasy, w których wielu ludzi nie umiało sobie znaleźć miejsca. A Elżbieta pokazała im: ja tak samo szukam, tak samo się miotam. Dlatego się z nią identyfikowały.
– Ja wtedy byłam młodą matką i moje myśli zaprzątało głównie to, jak zdobyć choćby nieśmierdzące mleko – mówi Beata. – Ale i dla mnie ekscytująca była ta dziewczyna.
Żeby dać publiczności taką postać, trzeba być świetnym obserwatorem rzeczywistości. Osiecka była. Na etapie przygotowań scenicznej wersji jej opowiadania doszły do tego temperamenty i sposoby widzenia świata Jandy i Umer. – Nasza kolektywna robota ma mniej więcej taki przebieg: trochę sobie pokazujemy nowe pantofle, trochę płaczemy, trochę opowiadamy, jacy straszni są mężczyźni... – opowiadała poetka. Co takie „babskie gadanie” dało im i spektaklowi?
– Radość, a nawet zaryzykowałabym słowo „szczęście” bycia ze sobą – mówi Umer.
– Miłość, nienawiść, wolność, niewola, żale, samotność, odrzucenie to uczucia ponadczasowe – mówi Janda. – A aktorzy najczęściej, aby dać czemuś odpowiednią barwę, grunt, opowiadają „sprawy z życia”. Więź i atmosfera, jaka powstaje między tworzącymi spektakl, odbija się w nim. Publiczność to czuje. Danuta, Beata i Lisa są zgodne: siła oddziaływania bohaterki byłaby znacznie mniejsza, gdyby nie grała jej Krystyna Janda. Co do jej obsadzenia w tej roli były wątpliwości. Mówiono, że aktorka i reżyserka powinny się zamienić rolami. Magda Umer ocenia to krótko: wszystko „z braku wyobraźni”.
– Byłam postrzegana jako energiczna, zorganizowana, przebojowa kobieta, która zawsze, wszędzie, w każdej sytuacji da sobie radę. Bohaterka jest zaprzeczeniem takiego wizerunku – mówi Janda. – Nie wierzono w moje aktorstwo. Magda była „tą od poezji, zamyślenia, szeptu i smutku”, jej Elżbieta z „Białej bluzki” była bliższa. Ale ludzie są konwencjonalni, widzą zawsze smutek smutny, masło maślane, a ogień ognisty. Nie tędy droga.
– Ona na scenie lśniła, błyszczała, świeciła – przywołuje swoje wrażenia Beata. – I spowodowała, że czułam się, jakbym miała okazję bardzo osobistego, prywatnego spotkania. Jakby innych widzów nie było. – Była niezwykle ekspresyjna. Momentami nawet zbytnio przypominała mi Agnieszkę z „Człowieka z marmuru” – dodaje Danuta. – W piosenkach wyciszała ekspresję i wprowadzała momenty nostalgii, zamyślenia. Znaczenia i ślady
Co Danuta, Beata i Lisa myślą o nowej „Białej bluzce”, której premierę na dziś szykuje Och-Teatr?
– Nie jestem pewna, czy ten spektakl teraz trafi do nowych widzów – zastanawia się Danuta.
– Właśnie, bo dla mnie ten tekst nie jest ponadczasowy – dodaje Beata. – W 1987 roku miał on swoją wymowę. Ale chociaż wówczas stan wojenny jeszcze wszyscy żywo pamiętaliśmy i tak oceniałam go jako w pewien sposób „historyczny”.
– Teraz inaczej się żyje. Dla młodych stan wojenny to niemalże jak bitwa pod Grunwaldem – zgadza się Lisa.
Wszystkie jednak oczywiście do teatru się wybierają.
Lisa: – Ja jestem ciekawa odbioru po latach. Ale głównie tego, jak Krystyna Janda zagra swoją postać jako dojrzała kobieta.
Beata: – Wtedy spektakl zrobił na mnie wrażenie, więc i dziś muszę go zobaczyć.
Danuta: – Mnie interesuje, co teraz można z tej historii wyczytać. Bo tamta „Biała bluzka” pozostawiła we mnie trwały ślad.
Życie Warszawy
__________________________________________________________________________________________
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/wy_in_osiecka_biala_bluzka_umer_2010
__________________________________________________________________________________________
Do zobaczenia jutro, dawno tak nie czekałam na wieczór w teatrze, jestem arcyciekawa...
N.