po konferencji

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

po konferencji

Postprzez nat Wt, 12.01.2010 16:46

Warszawa ma nowy teatr z oryginalną sceną

Obrazek
Maria Seweryn kieruje Och-Teatrem

Spektaklem "Wassa Żeleznowa" Maksyma Gorkiego zainauguruje w sobotę działalność Och-Teatr, stworzony przez Fundację Krystyny Jandy na Rzecz Kultury. Placówka będzie działała w budynku kina Ochota przy ul. Grójeckiej 65 w Warszawie.

Tytułową rolę w premierowym spektaklu - w reżyserii debiutującego Waldemara Raźniaka, z muzyką skomponowaną przez Zbigniewa Preisnera - zagra Krystyna Janda.

Och-Teatr ma oryginalny układ sceny i widowni. Widownię, liczącą prawie 450 miejsc, podzielono na dwie części - między nimi, w środku, znajduje się scena.

- Kiedy weszliśmy na salę kina Ochota, zobaczyliśmy, że jest ona ogromna i podłużna. Stąd pomysł, by umieścić scenę pośrodku - tłumaczyła na wtorkowej konferencji prasowej jedna z fundatorek Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury, córka aktorki Maria Seweryn.

- Nie jest to bardzo odkrywcze, ponieważ są takie teatry na całym świecie. Ja grałam parę spektakli w takim ustawieniu. To narzuca inny sposób myślenia o graniu, o inscenizacji. To wyzwanie dla scenografów, aktorów, reżyserów - dodała.

Maksym Gorki napisał kilka wersji sztuki "Wassa Żeleznowa", m.in. z 1910 r. i 1935 r. Jednym z głównych tematów utworu są problemy społeczne - pedofilia i przemoc w rodzinie; są one źródłem zła prześladującego dom rodziny Żeleznowów.

Centralną postacią opowieści jest grana przez Krystynę Jandę Wassa - matka kilkorga dzieci i szefowa wielkiego przedsiębiorstwa. Bezpieczeństwo domu, dobrobyt, dzieci i wnuki są dla niej bezcenne, a dobro rodziny zdaje się usprawiedliwiać wszelkie ofiary i zbrodnie. - Dla dziecka niczego nie wstyd! I grzechu w tym nie ma - mówi Wassa Żeleznowa.

- Myślę, że ta sztuka podejmie bardzo dużo problemów dotyczących zła "rozsiewającego się" między ludźmi - w takim organizmie, jakim jest rodzina - ocenił we wtorek Waldemar Raźniak (ur. 1982), dla którego spektakl ten będzie reżyserskim debiutem.

- Zobaczymy, jak ludzie zachowują się w sytuacjach kryzysowych, kiedy rodzina dotykana jest bardzo mocno różnymi procesami zewnętrznymi, nad którymi nie ma żadnej kontroli" - mówił Raźniak. W sztuce "bardzo jednoznacznie przedstawiony jest świat męski, który ulega degeneracji i negatywnie wpływa na rzeczywistość w domu - dodał.

Jak powiedział reżyser, tytułowa rola w tym spektaklu była marzeniem Krystyny Jandy. Sama aktorka tak opowiadała o niej na konferencji: - To historia o kobiecie, która jest przede wszystkim matką. (...) Urodziła dziewięcioro dzieci, zostało jej troje. Te dzieci są ułomne, chore - nie z jej powodu. Wassa była zawsze bita. Ojciec dzieci był alkoholikiem. Dodatkowo spadł na Wassę obowiązek prowadzenia wielkiego przedsiębiorstwa żeglugowego.

Najważniejsze jednak jest dla Wassy macierzyństwo, bohaterka "jest w stanie poświęcić absolutnie wszystko - i przedsiębiorstwo i własne życie - po to, by uratować rodzinę" - podkreśliła Janda.

Oprócz Jandy, w obsadzie "Wassy Żeleznowej" są m.in.: Szymon Kuśmider, Dorota Landowska, Joanna Kulig, Bożena Stachura oraz Jerzy Trela - który gra Żeleznowa.

- Żeleznow to po prostu zły człowiek. Degenerat. Człowiek, który jest jaskrawym przykładem rozkładu rodziny, który właściwie prowokuje los do tego, żeby ta rodzina była ułomna, krzywdzona; żeby się wszystko nie udawało - powiedział Trela o swojej postaci.

Zdaniem twórców Och-Teatru, fabuła "Wassy..." - odarta z kontekstu politycznego czasów, w których rozgrywa się sztuka - wydaje się być zaskakująco aktualna pod względem relacji psychologicznych w rodzinie.

Janda zaznaczyła, że scena Och-Teatru "to nie będzie teatr tylko przyjemny". - Mamy zamiar robić rzeczy, które - jak myślę - będą bulwersujące od strony i tematu, i sposobu opowiadania" - zapowiedziała aktorka. Jest dużo literatury teatralnej, która okazuje się być bardzo współczesna, tematy wracają - oceniła.

W specjalnym materiale przygotowanym w związku z inauguracją działalności nowej warszawskiej sceny, twórcy Och-Teatru zadeklarowali: Mamy nadzieję, że będzie to teatr jeszcze bardziej +aktualny+ i +żywy+ niż Polonia. (...) Teatrowi Polonia zostawimy klasykę i sztuki tradycyjne, tak to nazwijmy, czy interpretacje tradycyjne. W Och-Teatrze mamy zamiar opowiadać, dialogować, śmiać się i krzyczeć w sposób bardziej odważny. Mamy nadzieję, że będzie to scena bardziej aktualna poprzez tematy tu poruszane i sposób ich interpretowania. Tematy i sprawy gorące, teksty kontrowersyjne, teksty społecznie zaangażowane, czy klasykę inaczej zobaczoną.

Do Och-Teatru przejdzie na stałe kilka tytułów z Polonii, wśród nich: "Ucho, gardło, nóż", "Darkroom", "Kobiety w sytuacji krytycznej", "Miss HIV".

Repertuar nowej sceny zostanie zamieszczony m.in. na stronie internetowej: http://www.och-teatr.com.pl . Bilety na spektakle można kupować m.in. w kasach Och-Teatru i Teatru Polonia oraz w salonach sieci Empik.

Oprócz wystawień teatralnych, w Och-Teatrze organizowane będą inne artystyczne wydarzenia, w tym koncerty. W lutym przy Grójeckiej wystąpią m.in.: Urszula Dudziak (14 lutego), Edyta Jungowska (16 lutego), Kasia Nosowska (18 lutego), Maria Peszek (19 lutego) i Justyna Steczkowska (20 lutego).

Partnerem Och-Teatru jest Instytucja Filmowa Max-Film, która wydzierżawiła twórcom Och-Teatru budynek kina Ochota na 20 lat.

Gmach wzniesiono w latach 1948-49. Jego forma architektoniczna przetrwała do dziś, jednak budynek wymagał prac remontowych. Adaptując go na teatr, wymieniono m.in. dach i okna - poinformowała Maria Seweryn.

(ap)
____________________________________________________________________________________________

Och! Co to będzie za Teatr!
mg 12-01-2010

Obrazek
W sobotę rusza nowa scena Krystyny Jandy – Och-Teatr. Oprócz spektakli organizowane będą tam koncerty oraz projekcje multimedialne.



Teatr mieści się w budynku dawnego kina Ochota przy ul. Grójeckiej 65. Od pięciu miesięcy prowadzone są tam prace remontowe i adaptacyjne. – W tym czasie wymieniony został dach i okna. Swój wygląd zmieniła także sala – mówi Maria Seweryn, członek zarządu Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury.



Nowy układ widowni może być dużym zaskoczeniem dla widza, gdyż scena w przeciwieństwie do tradycyjnych teatrów znajduje się na środku sali. Po obu jej stronach znajdują się rzędy krzesełek, mogące pomieścić nawet 400 widzów. – Dzięki temu aktorzy będą mieli lepszy kontakt z publicznością. Ponadto taka nietypowa przestrzeń będzie skłaniała do niestandardowego myślenia – mówi Seweryn.



Właśnie niestandardowe projekty artystyczne mają być siłą nowej sceny. Oprócz tradycyjnych spektakli odbywać się tam będą panele edukacyjne, koncerty, wystawy czy happeningi. Natomiast dzięki pozostawieniu ekranu dawnego kina możliwe będą projekcje oraz pokazy multimedialne. – Mamy nadzieję, że nasza scena będzie bardziej aktualna także ze względu na poruszane tu tematy. Na pewno nie zabraknie tu tekstów kontrowersyjnych i społecznie zaangażowanych – mówi Seweryn.



Działalność Och-Teatru zainauguruje w sobotę premiera "Wassy Żeleznowej" wg Maksyma Gorkiego z Krystyną Jandą w roli głównej.
Jest to jeden z największych dramatów scenicznych w historii teatru. Spektakl porusza problemy pedofili, alkoholizmu czy przemocy w rodzinie. – Największą wartością tej sztuki jest to, że jest ona ponadczasowa – mówi reżyser Waldemar Raźniak. Krystyna Janda podkreśla, że premierowe przedstawienie nie zostało wybrane przypadkowo. – Chcemy aby Och-Teatr prezentował właśnie takie mocne i nietuzinkowe spektakle – mówi aktorka.Dlatego do nowej sceny przeniesionych zostanie pięć tytułów, które obecnie grane są w Teatrze Polonia. Na Ochocie obejrzymy m.in. "Ucho, gardło, nóż", "Darkroom" czy "Miss Hiv". – Tutaj zobaczymy te sztuki, które w Polonii uważane były za zbyt kontrowersyjne – mówi Seweryn.



Już na przełomie stycznia i lutego w Och-Teatrze odbędzie się II Festiwal Teatru Montownia. W lutym rozpocznie się także cykl koncertów, na których będzie można zobaczyć i posłuchać m.in. Urszulę Dudziak, Marię Peszek, Justynę Steczkowską oraz Fisza. Gościnnie wystąpi także Kabaret Mumio. Nie zabraknie także propozycji dla najmłodszych. – Przygotowujemy m.in. przedstawienie "Zielone ZOO" według tekstów Tuwima oraz Brzechwy – mówi Seweryn.



Repertuar nowej sceny zostanie zamieszczony m.in. na stronie internetowej: http://www.och-teatr.com.pl . Bilety na spektakle można kupować m.in. w kasach Och-Teatru i Teatru Polonia oraz w salonach sieci Empik.

Życie Warszawy
___________________________________________________________________________________________

Matka to instytucja
Jacek Cieślak 12-01-2010

Krystyna Janda specjalnie dla "Rz" mówi o premierze „Wassy Żeleznowej” według Gorkiego, a także o roli kobiety w rodzinie i biznesie

Rz: Sięgnęła pani po „Wassę Żeleznową” Gorkiego, sztukę o kobiecie, na której spoczywa ciężar odpowiedzialności za rodzinę i rodzinną firmę. Czy to wyraz zmęczenia budową drugiej sceny w Warszawie – Och-Teatru?

Krystyna Janda: Uwielbiam tę sztukę i zawsze chciałam zagrać tę wspaniałą, tragiczną postać. Umiera w tajemniczy sposób, jakby pękło jej serce. Umiera jak w operze – przez 20 minut! Ja będę umierała kwadrans. A mówiąc serio, od dawna myślałam o tej roli. Dramat znów jest aktualny. Nasi współcześni brutaliści mogą Gorkiego pocałować w nos.

Mówi o toksycznej rodzinie, pedofilii, korupcji, szantażu.

Pełen zestaw, jaki mamy na co dzień. Kiedy opadły zasłony socjalistycznej propagandy, okazało się, że właśnie tak wygląda nasze życie.

Aż tak źle?

Wystarczy śledzić programy informacyjne, czytać prasę. Dlatego przygotowując adaptację, zrezygnowałam z gadaniny. Czasami wystarczą dwa słowa i wszyscy wiedzą, o co chodzi. Kiedy Wassa ostrzega męża, Żeleznowa, że za chwilę go aresztują, przedstawią zarzuty, uruchamia w naszej pamięci obrazy znane z mediów.

Zainteresowała panią mocna kobieta czy okrutny świat, w którym walczy o byt?

Wszystko. Ale także to, że wraz ze zmianą systemu ekonomicznego, masowym powstawaniem prywatnych firm wróciły problemy spadku: jak go przekazać i komu, żeby firma przetrwała, miała znaczenie, rozwijała się, majątek się pomnażał i pracował na rodzinę. Kiedy zmarł Jan Wejchert, prezydent ITI, nagle wszyscy sobie uświadomili, że odszedł człowiek, na którym spoczywała współodpowiedzialność za wielki koncern, miejsce pracy setek ludzi, utrzymujący tysiące. Przez dwie dekady w Polsce powstało wiele znaczących przedsiębiorstw, a dzieci często nie chcą ich przejąć. Znam człowieka, który stworzył cztery wielkie firmy budowlane, ma fabrykę, magazyny, handluje z Rosją. Jeden syn jest muzykiem, drugi malarzem. I nie wiadomo, kto po nim ma się zająć zarządzaniem. Rodzina Wassy jest marna – to ludzie nieodpowiedzialni, podli, ułomni. Jedyną nadzieją jest wnuk. Dlatego wychowuje go na spadkobiercę. „Mikołaj, czyje statki pływają po Wołdze?” – pyta go. A gdy malec odpowiada: „nasze”, poucza go: „Oducz się mówić nasze, mów: moje!”.

Gorki pokazuje, że fortuny powstają najczęściej kosztem zdrowia, szczęścia i rodziny.

Wassa nienawidzi pracy i majątku. Ale wie, że można go zbudować i utrzymać tylko nadzwyczajnym wysiłkiem. Talent do interesów jest przekleństwem, zresztą jak talent artystyczny. To rodzaj fatum, niewoli. Proszę spytać Janusza Olejniczaka, ile godzin ćwiczy dziennie. Całe dnie. Z przerwami tylko na kawę, gazetę, obiad, kolację. Myślę, że właściciel nawet małego prywatnego zakładu, który odniósł sukces, także pracuje bez przerwy.

"Talent do interesów jest przekleństwem, zresztą jak talent artystyczny "

Ale gdy położymy na dwóch szalach firmę i zniszczoną rodzinę Żeleznowej, to co się okaże?

Oczywiście, dzieci mają pretensje do matki, że się nimi nie zajmuje, ale w tekście Gorkiego sprawa jest ustawiona inaczej, główną odpowiedzialność za nieszczęścia ponoszą mężczyźni. Zło jest dziełem mężczyzn – pijanych, nieodpowiedzialnych, okrutnych. Rosyjska aura ma znaczenie, bo wszystko wyostrza. Ale kiedy po próbie „Wassy” jechałam wieczorem w Wigilię przez Warszawę, ulice były pełne zataczających się, pijanych – tatusiów, mężów i synów, którzy nie mieli zamiaru wrócić do domu na wigilijne kolacje. Sergiusza Żeleznowa zgodził się zagrać Jerzy Trela. Szukaliśmy aktora, którego rola będzie ciążyła nad całym spektaklem, bo choć występuje tylko w jednej scenie – to on dominuje nad całością, ciągle się o nim mówi.

Jest jakaś wartość u Gorkiego?

Wassa robi wszystko dla dzieci, dla rodziny. Prochor, jej brat, jest ich nieszczęściem. Ale Żeleznowa mówi: – co zrobić, to brat. Wartością są więzy krwi. W pierwszej wersji Gorki zatytułował swoją sztukę „Matka”.

Matka to instytucja, podpora.

A pani czuje odpowiedzialność za swoją rodzinę?

Niewątpliwie. I zawsze tak było. Mam troje dzieci, troje wnuków. Wszyscy wiedzą, że mogą na mnie liczyć. Naszą matką jest moja mama, która trzyma dom w ryzach. Zawdzięczamy jej wiele. Jest centralną postacią rodziny.

Ciekawe, że w „Rewersie” Lankosza również zagrała pani kobietę, która wbrew systemowi i historii dba o to, żeby zachować ciągłość rodziny.

Moja bohaterka mówi, że kiedy mija miłość i zaczyna się normalne życie, trzeba dbać o dzieci. Tak było zawsze. Mężczyźni walczyli o wolność, ginęli albo szli do więzienia, a kobiety dbały o potomstwo. Miałam ciekawą przygodę na planie „Człowieka z żelaza”. Chciałam, żeby Agnieszka weszła do stoczni, wzięła udział w strajku. Andrzej Wajda się sprzeciwił. Tłumaczył: „Polska by ci nie wybaczyła! Twoja bohaterka ma dziecko. Musisz pilnować rodziny i zbierać pieniądze na adwokata dla męża”.

„Rewers” jest czarną komedią o PRL, „Dom zły” – thrillerem na ten sam temat. Zmienia się sposób pokazywania naszej historii?

Najwyższy czas. Trzeba umieć i tak opowiadać o historii naszego kraju. Satyra, ironia, gorzki śmiech mają wielką siłę. Borys Lankosz miał odwagę opowiadania o czasach stalinizmu w niemartyrologiczny sposób, ale są też ludzie oburzeni tym obrazem.

Przecież pokazał grozę stalinizmu. Co może być gorszego od systemu, który podporządkowuje małżeństwo ubeckim zależnościom?

Miałam znamienną rozmowę z młodym człowiekiem. Dziwił się, skąd ubek mógł wiedzieć, że narzeczona ukrywa dolarową monetę przed władzą, skoro połykała ją w zaciszu toalety. Ktoś z mojego pokolenia nie zadałby takiego pytania. Wiemy, że komunizm był kafkowskim, orwellowskim systemem. Lankosz z Bartem zdecydowali się pokazać to metaforycznie. Jednak tragicznie doświadczone rodziny nie przyjmują jeszcze ironicznego spojrzenia. To również kwestia wizji historii, jaką ma wielu Polaków.

A jakie były doświadczenia pani rodziny?

Pewnie gdyby nie socjalizm, rodzice nie ukończyliby studiów. Ojciec pracował od dziecka. Potem pracował i uczył się jednocześnie. Najpierw budował Starachowice, potem Ursus. Do 14. roku życia myślałam, że moi dziadkowie walczyli w AK. A okazało się, że w AL. W lasach świętokrzyskich walczyli i jedni, i drudzy.

Jak czuła się pani w roli Agnieszki?

Razem z nią odkrywałam prawdziwą historię Polski. Razem z nią narodziłam się jako świadoma obywatelka. No, trochę przesadzam. Już wcześniej czytałam paryską „Kulturę”. Trafiłam na Andrzeja Seweryna, który siedział w więzieniu za Marzec ’68. W czasie studiów bywałam w domu Jacka Kuronia, znałam środowisko opozycji.

Jak pani wytłumaczy, że dopiero w 20 lat po odzyskania wolności mamy wysyp filmów o ciemnej stronie PRL?

Wrzód nabrzmiewał, ale twórcy z pokolenia, które przeżyło w minionej epoce młodość, nie mieli odwagi go przeciąć. To musieli zrobić artyści pozbawieni sentymentów do PRL.

Nowa warszawska scena

16 stycznia premierą „Wassy Żeleznowej” wg Gorkiego w adaptacji Krystyny Jandy i z nią w roli tytułowej rozpocznie w Warszawie działalność Och-Teatr. Siedzibę znalazł w dawnym kinie Ochota przy Grójeckiej 65. Zarządza nim Fundacja Krystyny Jandy, a za program odpowiada Maria Seweryn, jej córka. Cztery lata temu Janda uruchomiła Teatr Polonia, ale chociaż gra trzy spektakle dziennie, nie może eksploatować w pełni wszystkich 28 tytułów, jakie ma w repertuarze. Och-Teatr będzie grał sztuki o problematyce społecznej, takie jak „Wassa Żeleznowa” w reżyserii Waldemara Raźniaka (debiut).

—j.c.


Rzeczpospolita
http://www.rp.pl/artykul/2,418191.html
___________________________________________________________________________________________

Och, to nie będzie miła sztuka
Edyta Błaszczak
2010-01-12

Choć na podłogach leży jeszcze folia, w zakamarkach budynku słychać stukanie młotka, a w garderobach dopiero wiesza się lustra, stołeczny Och-Teatr w sobotę otworzy swoje drzwi dla publiczności. Premierowa sztuka to "Wassa Żeleznowa" w reżyserii debiutanta Waldemara Raźniaka z Krystyną Jandą w roli głównej

- To nie będzie przyjemna sztuka - mówi Krystyna Janda. O roli kobiety-bezwzględnego zarządcy na postawie tekstu Maksyma Gorkiego marzyła od dawna, dlatego - jak to ona - pragnienia zamieniła w czyny. Jako aktorkę wiele ją to kosztowało. Na nowej scenie przy Grójeckiej 65 (to filia Teatru Polonia) aktorzy grają otoczeni widownią. To wielkie wyzwanie. - Jak zagram złość czy znudzenie do jednej strony publiczności, to myślę, jak to zrobić, by zobaczyli je też widzowie po drugiej stronie - mówi Janda.

A emocji w premierowym spektaklu nie brakuje. "Wassa Żelezowna" to sztuka brutalna, agresywna, z patologiczną rodziną w roli głównej. Na scenie Jan Trela w roli męża Wassy bije główną bohaterkę, otaczają ją ludzie bez skrupułów. - Dlaczego tu nikt nie umie pokochać drugiej osoby? - pyta ze sceny maltretowane dziecko.

Eksperyment dla publiczności

Z Waldemarem Raźniakiem rozmawia Edyta Błaszczak

Czy w tej sztuce jest nadzieja?

- To nie jest traktat moralny. Gorki nie uczy, jak postępować. Trzeba to traktować raczej w kategorii przestrogi przed patologicznymi zjawiskami - pedofilią, przemocą domową czy alkoholizmem. Widz ma wgląd w te zagrożenia, ich kształt i wpływ na rodzinę.

A największa jędzę gra Krystyna Janda?

- Wassie Żelezownej faktycznie nie starcza czasu, żeby być dobrą matką. Ale to nie jest postać jednoznaczna. Jest zła, bo doprowadzili ją do tego zdegenerowani mężczyźni stosujący przemoc. Cały majątek jej rodziny wisi na włosku. Wassa przejmuje kontrolę i popada w obsesję władzy. Musi być jedzą, żeby opanować chaos wokół siebie. Gorki jest bezlitosny wobec wszystkich. Po pierwszym czytaniu tej sztuki mieliśmy wrażenie niezwykłego brutalizmu. Czy kobieta umiałaby tak łatwo zaproponować swojemu mężowi stryczek? Czy taka ostrość będzie przekonywująca dla widza? Zło jest tu tak bardzo spiętrzone, że aby je uwiarygodnić, sztuka grana jest wolno i cicho.

Czyli tak, żeby każdy zrozumiał. A zapowiadano, że sztuki będą eksperymentalne.

- Eksperymentalne nie znaczy niezrozumiałe. Nauczyłem się od Krystyny Jandy precyzji i tego, że to publiczność jest najważniejsza. Już samo umieszczenie sceny jest niekonwencjonalnie. Ale to niejedyny eksperyment. Oprócz Krystyny Jandy, aktorzy mają kwestie, które mieszczą się na kartce papieru. Spektakl minimalnie wykorzystuje słowa - tak zazwyczaj jest w filmie. No i wykorzystujemy historyczne kostiumy, a dziś nikt już nie uczy w szkole aktorskiej, jak chodzić z trenem. Bo eksperymentem jest dziś to, co jest dostatecznie zapomniane.

Twarzą Och-Teatru jest córka Krystyny Jandy - Maria Seweryn. Oprócz spektakli będą odbywać się tu seanse filmowe i koncerty. Ma powstać kawiarnia i miejsce spotkań. Pod koniec lutego zapowiadana jest kolejna premiera, zagości tu też kilka sztuk z Teatru Polonia. Och-Teatr powstał na miejscu dawnego kina Ochota, nieużytkowanego od ponad 10 lat. Właściciel budynku, czyli Max Film, oddał go pod koniec lipca 2009 w dzierżawę Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury na 20 lat. Według zapowiedzi, ma to być scena eksperymentów, debiutów i tematów trudnych.

Metro
___________________________________________________________________________________________

Gorki na patelni Och-teatru

«Tekst "Wassy..." jest zdumiewająco aktualny, tutaj, dzisiaj. Siłą jest język Gorkiego. Krótkie, dosadne sformułowania. Oszczędność w słowach w scenach kluczowych - mówi Krystyna Janda przed premierą "Wassy Żeleznowej". Aktorka zagra rolę tytułową. Reżyseruje - debiutant Waldemar Raźniak.

ROZMOWA Z Krystyną Jandą

Dorota Wyżyńska: Jak powstawała adaptacja "Wassy...", na czym pani szczególnie zależało, co chciała pani zaakcentować?

Krystyna Janda: Zawsze uważałam Wassę za postać tragiczną. Pisząc adaptację, pozbawiłam tekst Gorkiego całego kontekstu politycznego, pozbyłam się nadchodzącej rewolucji, mającej zmienić wszystko, położyłam nacisk na sprawy rodzinne. Gorki napisał dramat dwa razy, obie wersje różnią się diametralnie, były następstwem powieści jego autorstwa o tytule "Matka". To uznałam za znaczące i to mi dodało odwagi. Pozbyłam się też opisowych dialogów i szczegółów formułowanych przy pomocy długich wywodów, monologów. Wassa jest centralną postacią, a nie jej kaleki syn jak w pierwszej wersji.

Ten tekst - okrutny, pokazujący świat, w którym rządzi zło - nie stracił na swojej sile oddziaływania. Jak pani myśli, na czym to polega?

- Na prostocie i odwadze Gorkiego. Wyrazistości postaci, dramatu, drastyczności zdarzeń. Jest zdumiewająco aktualny, tutaj, dzisiaj. Siłą jest także język Gorkiego. Krótkie, dosadne sformułowania. Oszczędność w słowach w scenach kluczowych. W adaptacji pozbyłam się wszystkiego, co było opisem emocji. Może uda się to zagrać.

O tym, żeby zagrać Wassę, marzyła pani od dawna? Co w tej postaci szczególnie panią intryguje, co przyciąga do niej, co wzrusza?

- Fascynuje mnie jej słabość i siła. Miłość przez nienawiść i poczucie odpowiedzialności. Zresztą wszystko zmierza do jej śmierci i tego, co staje się, kiedyjej "bata" i opieki nad resztą rodziny brakuje.

"Dla dziecka niczego nie wstyd! I grzechu w tym nie ma. Nie ma grzechu!" - mówi Wassa. Uważa, że dobro dzieci usprawiedliwia wszelkie zbrodnie.

- Myślę, że dla dobra dzieci i rodziny nie cofnie się przed niczym. Ale nienawidzi i siebie, i tego przedsiębiorstwa, które musi prowadzić, i świata, który jest, jaki jest, i ludzi, którzy zrobili z niej to, kim jest. Ale Gorki za całe zło czyni odpowiedzialnymi w dużej mierze mężczyzn. Matki, kobiety są u niego ofiarami. Ponoszą i one, i dzieci konsekwencje okrucieństwa, bezmyślności, nieodpowiedzialności mężczyzn.

Spektakl reżyseruje debiutant! Dlaczego Waldemar Raźniak?

- Pan Waldemar Raźniak kończy w tym roku Wydział Reżyserii w Akademii Teatralnej. Ma wśród profesorów świetną opinię. Urodził się w Moskwie z ojca Polaka i matki Rosjanki. I tam, w Rosji, spędził wczesne dzieciństwo. Potem skończył wydział aktorski w Krakowie, dostał się na reżyserię i jednocześnie pracował jako asystent wielu reżyserów. Był także moim asystentem przy realizacji "Rosyjskich konfitur" Ulickiej, które zrobiłam dla Teatru TV (premiera w marcu 2010). Tam się dobrze poznaliśmy i rozumieliśmy od pierwszej chwili. Waldemar to ktoś, kto wie, co robi, o czym opowiada, dlaczego tak a nie inaczej, świetnie pracuje z aktorami, potrafi zauważyć błędy i pilnować sensów i logiki. Ma świetny gust i duże jak na tak młodego człowieka doświadczenie. To on zresztą jest tłumaczem kwestii, które wzięłam z oryginałów. Mam nadzieję, że na Och-scenie młodzież będzie pracowała, debiutowała często.

Och-teatr to nie tylko "scena w budowie", ale w tym ma pani wprawę, bo przecież jedna z najlepszych pani ról w Polonii - myślę o spektaklu "Ucho, gardło, nóż" - powstała właśnie w czasie największego remontu. Och-teatr to też nietypowa przestrzeń teatralna. Scena znajduje się pośrodku widowni.

- Uczymy się tej sceny. Uczymy się na niej grać. Lubimy to miejsce z dnia na dzień, z próby na próbę coraz bardziej. Aktor jest jak na "patelni". Każdy ruch, gest, spojrzenie widać jakby podwójnie. Ale trzeba myśleć, aby wszystkie intencje, uczucia miała szansę zobaczyć widownia po obu stronach, wymaga to specjalnego ruchu scenicznego, sytuacji między postaciami. Zmagamy się z tym. Zobaczymy. Ja już lubię wchodzić na to "podwyższenie". Akustyka wspaniała, sala jest jakby tylko neutralną ramką do tego, co na scenie. Tak jak lubię.

Co znaczy ta druga scena dla Teatru Polonia?

- Naturalny rozwój. Konsekwencje pracy i sukcesu oraz konieczność. Rachunek ekonomiczny tego wymagał. Nasze premiery są coraz bogatsze. Coraz więcej aktorów, gwiazd, wchodzi każdego wieczora na nasze sceny jednocześnie. Mamy coraz bardziej wymagających scenografów, kostiumologów, droższe produkcje. Tego mała 270-osobowa widownia Polonii i 120-osobowa małej scenki "Fioletowe pończochy", mogącej grać tylko popołudniami w weekendy, nie mogły już udźwignąć. 28 tytułów w stałej eksploatacji, tytułów, które właściwie wszystkie miały widzów, sprawiało, że niektóre z nich były grane naprawdę rzadko. A nowe premiery w planach. Teatr bez nowych spektakli umiera. Teraz część spektakli przeniesiemy do Ochu. A to już pozwala myśleć odważniej.

I "tylko" pozostaje nam problem, aby obie widownie wypełnić widzami. Żeby zrobić teatr, który będzie ludziom potrzebny, miły, wreszcie niezbędny. Fundacja wydzierżawiła ten budynek na 20 lat. Ja się i cieszę, i martwię, a reszta pracowników Fundacji i, co za tym idzie, obu teatrów zagląda mi w oczy i szuka wiary, że się uda. No cóż. Mam nadzieję, ale wciąż powtarzam: Artystą się bywa, czasem.

Na placu budowy tym razem czuwała Maria Seweryn. I to ona sama zauważyła, że będąc tu codziennie od rana do nocy, już związała się z tym miejscem. Potrafi się teraz cieszyć każdym nowym kafelkiem w łazience i nowym fotelem na widowni. Wiedziała pani, że tak będzie, prawda?

- Wiedziałam, i to jest jedna z moich głównych radości ostatnio. Ona naprawdę pokochała to miejsce i już się czuje, że jest jej. Że czuje się za nie odpowiedzialna. Po rym remoncie wie o nim wszystko. Ma do niego czułość. Mam nadzieję, że nie może się doczekać, kiedy pierwszy raz zagra sama na tej scenie.

To właśnie Maria Seweryn - jak pani mówi - będzie twarzą Och-teatru. Jak to wygląda w praktyce? Jak się dzielicie kompetencjami?

- Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, De to pracy Fundacja, trzy sceny, całe te "bałagany" to "szczęście". W teatrze trzeba być. Tak jak był zawsze Huebner, Warmiński, Rudziński. Nie tylko wtedy, kiedy jest coś konkretnego do zrobienia czy zagrania. Być w ogóle. Codziennie, długo. Bez tego wkradają się błędy, nieporozumienia, poziom i atmosfera spadają.

Ja zostaję w Polonii na co dzień, Marysia będzie na co dzień w Ochu, niezależnie od tego, że obie będziemy grały i tu, i tu. Jest jasne, że musimy stworzyć troszkę inne miejsce, z inną atmosferą, odważniejsze, choć to określenie bez konkretów nic nie znaczy. Mam nadzieję, że konkrety pojawią się wkrótce. Postanowiłam, że merytorycznie poprowadzę, od strony artystycznej, obie sceny przez pierwsze sezony, na obu też będę grała, Marysia mi w tym pomoże. To ona teraz czyta propozycje wpływające na Och-scenę, rozmawia z kolejnymi artystami, dyskutuje, zapisuje pomysły i marzenia. Przychodzi z tym do mnie. Opiniuje, wyraża niepokoje i nadzieje. A ja wiem, że nawet jeśli razem podejmujmy decyzje artystyczne - co, kto, dlaczego i jak - to potem ona będzie tego doglądać. Zobaczymy. Słucham jej uważnie, zapoznaję się z ich gustem, bo wiele tam młodych pomysłów i pasji. Marysia ma doświadczenia, których mnie brak, doświadczenia z teatrów "poszukujących", tak bym je nazwała, zna zupełnie inne pokolenia artystów, pokolenia, które debiutowały wtedy, kiedy ja zbierałam już tylko owoce. Jestem otwarta, a ona ma do mnie zaufanie. Zobaczymy.

Ma pani już swoje ulubione miejsce w Och-teatrze?

- O tak. Na szczęście tak jak w Polonii jest to scena.»

"Gorki na patelni Och-teatru"
Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza nr 11 Dodatek
14-01-2010

___________________________________________________________________________________________

Teatr mój widzę prywatny i widownię pełną publiczności

Polska Metropolia Warszawska, Natalia Bugalska
15.01.2010, 08:58:38

Do stołecznych scen idzie nowe. Teraz prywatne teatry, których w stolicy jest coraz więcej, wyznaczają trendy. Już na sobotę zapowiedział pierwszą premierę nowy teatr Marii Seweryn i Krystyny Jandy Och-Teatr. Pierwszy spektakl teatru 6. Piętro w Pałacu Kultury i Nauki zapowiada na marzec Michał Żebrowski. Czy Warszawa ma szansę stać się nowym Brooklynem?

Obrazek
Już w sobotę Maria Seweryn zaprasza na pierwszą premierę w Och-Teatrze - w dawnym kinie Ochota, przy ulicy Grójeckiej 65 - spektakl "Wassa Żeleznowa" (© fot. Bartek Syta)

Teatr w stolicy przeżywa złoty okres. Widownie są pełne, w ubiegłym roku do teatru poszło ponad 800 tys. osób, czyli prawie co drugi warszawiak. Teatry miejskie nie mają już monopolu na sztukę, coraz częściej wyręczają je sceny prywatne i niezależne, których w Warszawie mamy ponad 15. Te najbardziej znane to Polonia, Capitol, Kamienica, ale ciągle powstają nowe. Już jutro startuje Och-Teatr Krystyny Jandy i Marii Seweryn, a w marcu zacznie działać 6. Piętro Michała Żebrowskiego i Euzebiusza Korina. Czy prywatne teatry będą w stanie się utrzymać, ale też utrzymać poziom, do którego nas przyzwyczaiły?

"Och" Marii Seweryn

Stary teatralny dowcip brzmi: "Teatr najwięcej zarabia, kiedy nie pracuje". Trudno jest na nim w Polsce zarobić - to ciągle rozrywka elitarna, ceny biletów są niskie, a koszty produkcji spektakli wysokie. Żeby cztery lata temu otworzyć Polonię, Krystyna Janda sprzedała dom. Potem, gdy wycofał się główny sponsor, musiała jako cegiełki sprzedawać teatralne fotele. Kiedy Polonia wreszcie ruszyła, to z wielką pompą. W 2009 roku odwiedziło ją 175 tys. widzów, a na widowni jest tylko 270 miejsc. - W teatrze Polonia jest granych prawie 30 tytułów, chętnie oglądanych przez publiczność. Kiedy po premierze spektakl grany był przez miesiąc, inne tytuły musiały czekać. Dlatego zaczęłyśmy szukać nowej sceny - mówi Maria Seweryn. Wybór padł na zabytkowy budynek kina Ochota.

"Och" miał wystartować już w październiku ubiegłego roku, w czwartą rocznicę istnienia teatru Polonia. Jednak okazało się, że budynek jest w fatalnym stanie. Przeciekał dach, przy każdym deszczu woda lała się po ścianach, pękały tynki. W pierwszej kolejności trzeba było przygotować go do przetrwania zimy: wymienić dach, okna, a dopiero potem martwić się o adaptację. Powstała scena i widownia na 400 osób, ściany są wyciszone 300 mkw. płyt akustycznych, fotele odrestaurowane, wymieniono instalację elektryczną, wyremontowano toalety, zmieniono okna, a garderobę umieszczono w miejscu kinowego mieszkania.

- Przez te pięć miesięcy remontu ogromnie zżyłam się z tym miejscem, spędzałam tu większość czasu. Znam je dobrze. Jestem zmęczona, ale szczęśliwa - opowiada. Jeszcze w niedzielę robiła zakupy do teatralnej garderoby: deska do prasowania, lustra, żarówki. W tym samym czasie robotnicy przy ul. Grójeckiej dokręcali śruby, malowali korytarze, ustawiali i montowali światła. To ostatnie szlify przed jutrzejszą premierą.

Emocjami po głowie

Nowa scena startuje spektaklem "Wassa Żeleznowa" Gorkiego, wyreżyserowanym przez debiutanta Waldemara Raźniaka. - Dlaczego "Wassa"? Dlaczego nie coś lekkiego, nie komedia? Bo jesteśmy odważni. I nie boimy się ryzykować. Traktujemy też naszą publiczność poważnie - opowiada Maria Seweryn. - Ta historia chodziła po głowie Krystynie od dawna, marzyła, żeby w tym zagrać. Jest mocna, trudna, ale też świetnie napisana. Widzowie dostaną po głowie, ale kto powiedział, że sztuka ma być łatwa i przyjemna? To telewizja jest od tego, żeby traktować widzów jak idiotów, my szanujemy i lubimy naszą widownię. Krystyna Janda zagra w sztuce główną rolę. Nad spektaklem pracuje już drugi miesiąc, głównie nocami, bo w ciągu dnia przeszkadza hałas wiertarek i robotnicy.

Sceny teatru Polonia i Och-Teatru będą się uzupełniały. Repertuar sceny przy ul. Grójeckiej będzie bardziej kontrowersyjny, młody, odwołujący się do doświadczeń współczesnego widza, ten przy ul. Marszałkowskiej bardziej konserwatywny. Takie myślenie o repertuarze wymogła też budowa przestrzeni w tych dwóch miejscach. Polonia ma klasyczną pudełkową scenę, tę w teatrze "Och" widownia będzie otaczać z dwóch stron. To nowoczesne rozwiązanie, wymaga innego podejścia do inscenizacji, gry, scenografii... Dlatego na Ochotę trafią spektakle z Polonii - "Ucho, gardło, nóż", "Darkroom", "Kobiety w sytuacji krytycznej" oraz "Miss HIV". W ciągu roku pojawią się też cztery nowe tytuły. Z kolei na przełom stycznia i lutego zapowiadany jest II Festiwal Teatru Montownia - "The Best Of". W ramach festiwalu zobaczymy sześć spektakli, m.in. "Szelmostwa Skapena" i "Utwór sentymentalny na czterech aktorów".

Jednak świetny repertuar to niejedyna ambicja Krystyny Jandy i Marii Seweryn. Chcą w budynku dawnego kina Ochota stworzyć miejsce kultowe, tętniące życiem od rana do wieczora i promieniujące na całą dzielnicę. Och-Teatr będzie działał od rana. Pierwsza otworzy się kawiarnia, przed południem odbywać się będą warsztaty teatralne dla dzieci, a po południu inne projekty edukacyjne poświęcone teatrowi, tańcowi, operze i filmowi. Będzie to możliwe, ponieważ podczas remontu odnowiono ekran kinowy i kupiono projektor. Wieczorami odbywać się będą spektakle i koncerty. W połowie lutego na Ochocie ruszy scena muzyczna, od razu z wielkim hukiem i wielkimi nazwiskami. Zagrają m.in. Urszula Dudziak, Katarzyna Nosowska, Gaba Kulka i Fisz.

Nowe kontra stare

Na kulturę w Polsce narzekają wszyscy: młodzi na starych, aktorzy na reżyserów, twórcy na publiczność. W jednym tylko się zgadzają, w tym, że kultura jest niedofinansowana. Przykład Polonii Krystyny Jandy i Marii Seweryn pokazuje, że można w Warszawie robić teatr komercyjny, ale dobry i ambitny. Polonia realizuje misję, której często nie spełniają stare i uznane miejskie sceny. - Niektóre teatry instytucjonalne w Polsce toczy rak. Aktorzy zadowoleni ze swoich ciepłych etatów nie wymagają od siebie twórczej pracy. Teatry prywatne oczywiście podlegają koniunkturze, ale konkurencja wymusza walkę o widza, podnoszenie poziomu i dopływ świeżej krwi. Na Zachodzie prywatne teatry to standard, niestety, nam do tego standardu jeszcze daleko - mówi Marcin Kwaśny, dyrektor powstającego prywatnego Teatru Praskiego i popularny aktor. Mówi o sobie: dyrektor cyrku w budowie. Narzeka na małe wsparcie instytucji samorządowych w finansowaniu niezależnych teatrów.

Warszawski ratusz wspiera teatry, ale głównie miejskie. W ubiegłym roku na dotacje dla nich przeznaczył 94 mln zł. Jeśli już szuka partnerów zewnętrznych, to wybiera fundacje, a nie prywatnych przedsiębiorców, którzy chcą realizować swoje pasje, wzbogacać ofertę kulturalną miasta, ale i zarabiać.

- Do konkursów na dotacje nawet nie można startować, jeśli nie ma się statusu fundacji - mówi Marcin Kwaśny. - Ja z miasta na żaden spektakl nie dostałem nawet złotówki, ale nie narzekam, bo inwestycja w kulturę mi się zwróciła - dodaje. Miasto nie udostępnia pod taką działalność specjalnych lokali, a dotacje wydawane są w trybie rocznym bądź trzyletnim, a potem cała zabawa zaczyna się od początku. I choć zapewnia, że z radością wita każdą inicjatywę dotyczącą działalności w zakresie kultury, to też nie zamierza nic ułatwiać. Opory urzędników budzi głównie formuła partnerstwa publiczno-prywatnego, która choć w polskim prawodawstwie istnieje, to nikt nie wie, jak z niej korzystać. Tymczasem większość instytucji kultury na świecie funkcjonuje właśnie dzięki niej.

Tańcząc z CBA

Właśnie taką formułę chce warszawskim urzędnikom zaproponować Piotr Duda, dyrektor Centralnego Basenu Artystycznego. Chce, by przy Wiejskiej powstała pierwsza po wojnie scena tańca. Dostał na ten cel dotację z Unii Europejskiej - 700 tys. zł. Twierdzi, że mogłaby zacząć działać prawie od zaraz. Na górze sala ćwiczeń, niżej dwie sceny, na których można pokazywać spektakle. Przeniesienie bramy wejściowej od strony Skarpy umożliwiałoby też wyjście ze spektaklami na zewnątrz.

- Mamy bardzo piękny park w wąwozie. Latem moglibyśmy tam organizować koncerty, wystawy i spektakle w przestrzeni miejskiej - opowiada Duda. Pieniądze z UE wystarczą jeszcze na remont multimedialnej kawiarni, która mogłaby stać się bazą dla warszawskiego środowiska tancerzy i miejscem pokazów kultowych filmów o tańcu. Ten projekt zakłada ścisłą współpracę ze środowiskami twórczymi, rezydencje zespołów z zagranicy i działalność edukacyjną.

Jednak by to robić na szeroką skalę, potrzebujemy mecenasa. Naturalnym partnerem wydaje się miasto. Basen zajmowałby się głównie stroną produkcyjną i organizacyjną, ze strony miasta powstałaby rada artystyczna odpowiedzialna za program. Podobnie działa Stary Browar w Poznaniu. - Ciągle muszę przekonywać urzędników i środowiska twórcze, że prywatne przedsięwzięcie wcale nie oznacza obniżenia lotów. To naprawdę męczące - dodaje.

6 piętro wyżej sztuki

Zgadza się z nim Michał Żebrowski, który już w marcu z Eugeniuszem Korinem otwiera swój autorski teatr. - Mówi się, że to, co inteligentne, błyskotliwe i z radością przyjmowane przez widzów, to komercja, a to, co nudne, nieciekawe, przygnębiające, to tak zwana wielka sztuka. Ten podział jest bardzo krzywdzący i głęboko nieprawdziwy - mówi Michał Żebrowski i zapewnia, że on w swoim teatrze przynajmniej będzie próbował. Jego studio już od kilku lat produkuje spektakle, wystawiane potem na deskach innych teatrów. 6 marca zakończy swoją tułaczkę i startuje z nowymi pomysłami na szóstym piętrze Pałacu Kultury i Nauki.

Sala została wyremontowana i przystosowana do potrzeb teatru przez ratusz. - Miasto zainwestowało pieniądze, i to niemałe, bo aż 700 tys. zł, we własny majątek, a nasza spółka zobowiązała się w ciągu trzech lat zwrócić te nakłady. Mało kto odważyłby się ręczyć własną głową za uprawianie teatru. Podejście artystów w dalszym ciągu jest mocno roszczeniowe - mówi Michał Żebrowski.

Jaki to będzie teatr? Żebrowski i Korin, podobnie jak twórcy teatru Polonia, stawiają na kompleksowość oferty. Chcą nie tylko robić teatr, ale stworzyć centrum kultury. Jeszcze w tym roku teatr 6. Piętro wystawi tryptyk "Miłość, Zdrada i Przebaczenie wg Woody'ego Allena". Spektakle wyreżyseruje Eugeniusz Korin, a zagrają Małgorzata Socha, Anna Cieślak, Daniel Olbrychski, oczywiście Michał Żebrowski i Kuba Wojewódzki. - To był wybór artystyczny - przekonuje Żebrowski. - Dziś Woody Allen to raczej symbol określonego stosunku do świata i specyficznego poczucia humoru, a nie aktor czy reżyser. Szukaliśmy kogoś, kto tę samą funkcję spełniałby w Polsce. Wybierając Kubę, utrudniliśmy sobie zadanie, a nie ułatwiliśmy. Warto dodać, że Woody Allen, kiedy w 1969 roku debiutował w tej samej sztuce, też był amatorem.

W planach jest jeszcze cykl "Fredro Boyem", czyli kilka komedii Aleksandra Fredry, a także seria napisanych specjalnie dla teatru monodramów młodych twórców "O tym jeszcze nie było". - Staramy się zaprzeczyć obiegowej opinii, że teatr dla wszystkich jest teatrem dla nikogo. Nasz będzie miejscem bez wykluczonych. Coś dla siebie znajdą zarówno widzowie przyzwyczajeni do komedii, jak i ci, który wolą coś cięższego gatunkowo - dodaje Żebrowski.

Oprócz tego w miesiącach wakacyjnych twórcy teatru 6. Piętro będą prowadzić impresaryjną scenę muzyczną, a już niedługo ruszą Masterclasses. Transmitowane przez jedną z telewizji audycje, w trakcie których wybitni artyści różnych dziedzin sztuki będą tłumaczyli tajniki swojego zawodu.

Trzymać fason

Inny pomysł na teatr mają Emilian Kamiński i Anna Gornostaj. Ich ambicją jest raczej stworzenie ze swoich scen nowych salonów stolicy, miejsc, w których przyjemnie się spędza czas i gdzie spektakl jest początkiem, a nie końcem dobrej zabawy.

Emilian Kamiński o własny teatr zabiegał przez 7 lat. Wybrał dla niego miejsce trudne do adaptacji - zabytkową kamienicę w Śródmieściu w al. Solidarności 93. Najpierw przez 3,5 roku walczył o dotację z UE, potem okazało się, że mury są w o wiele gorszym stanie, niż myślano, a koszty znacznie przewyższają te, które szacował. Remont zakończył się dopiero w ubiegłym roku. Scena ruszyła w kwietniu.

Secesyjny budynek posiada bogatą przeszłość. Przed wojną mieściła się tutaj kawiarnia Pod Fontanną - miejsce koncertów i spotkań artystów, teatr Kamińskiego kontynuuje te tradycje. Do sceny prowadzi efektowny ceglasty hall, w środku historię podkreślają wzorzyste tapety, wzorowane na secesyjne malowidła i freski, lada moment ruszy teatralna restauracja. - To teatr zwrócony w stronę widza. Spektakl jest tu tylko początkiem towarzyskiego wieczoru - mówi Kamiński. W repertuarze spektakle różnorodne: komedia muzyczna Jakuba Przebindowskiego "Botoks" "Piękne panie i panowie" według świetnych tekstów z międzywojnia, "Ta cisza to ja", tragikomiczna opowieść o aktorze alkoholiku. - Moją ambicją jest tworzenie spektakli, które zajmują publiczność, ale przekazują też ważne treści - mówi Emilian Kamiński. Jeden z jego spektakli, "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" według Mirona Białoszewskiego, został wyróżniony w rankingu "Polityki" jako jeden z 10 najlepszych w Polsce w 2009 r.

- Po spektaklach podchodzą do mnie widzowie i mówią: panie Emilianie, niech pan trzyma ten fason i ten klimat, jaki jest w Kamienicy! I to jest moje największe szczęście i nagroda.

Prywatny teatr powstaje też w dawnym kinie Capitol przy ul. Marszałkowskiej. Anna Gornostaj, popularna aktorka, postanowiła zrealizować życiowe marzenie o własnej scenie, ale myśli długoterminowo. Liczy, że inwestycja w teatr zwróci się jej dopiero po 8-10 latach. Na tyłach pl. Bankowego jest sala widowiskowa, amfiteatralna widownia i loża VIP-owska przerobiona na małą scenę - to jest miejsce dla sztuki. Wystawiano tu m.in. świetnie oceniany przez krytykę spektakl "Pornografia" wg Gombrowicza w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego.

Za to ogromne marmurowe foyer to przestrzeń zupełnie innego rodzaju: można tu robić festiwale, happeningi, ciekawe wydarzenia kulturalne. Przy teatrze działa też klub. - On jest po to, żebyśmy nie zbankrutowali jutro. Kiedy się wkracza na jakiś dziewiczy teren, trzeba być gotowym na niekonwencjonalne rozwiązania - przyznaje Anna Gornostaj.

Choć daleko nam choćby do czeskiej Pragi, która - choć mniejsza - ma 400 teatrów i trzy opery, to teatry autorskie wyznaczają dobre praktyki. Warszawiacy, kiedy przedstawi się im różnorodną ofertę, chodzą do teatrów. Na szczęście coś się jednak zmienia również w mentalności stołecznych urzędników. Dwa autorskie teatry w najbliższym czasie zyskają nowe siedziby, dwa kolejne zostaną wyremontowane.

Na Euro gotowy będzie budynek Teatru Rozmaitości. Sama obrotowa scena z widownią będzie miała 1 tys. mkw. powierzchni. Jej wymiary robią wrażenie: 20 m na 50 i 12 m wysokości. Są to proporcje, które można bardzo różnorodnie wykorzystać. Będzie tam można wystawiać spektakle, robić koncerty i wystawy. Zadbano też o nowoczesny sprzęt: lampy halogenowe i lasery.

W tym samym roku powstanie siedziba teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Jego Nowy Teatr zajmie użytkowany do niedawna przez Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania budynek na starym Mokotowie. Nie do poznania zmieni się też Teatr Powszechny na Pradze-Południe. Od października trwa w nim generalny remont. Placówka ostatnią modernizację przechodziła aż 34 lata temu i budynek zaczął się dosłownie sypać. Odnowione i unowocześnione zostaną sceny, ale też elewacja. Zawiśnie na niej telebim, na którym będzie można oglądać m.in. fragmenty spektakli. Pojawi się także nowy neon z logo i nazwą teatru. Oby władzom miasta starczyło zapału do forsowania nowych pomysłów. - O teatr bym się nie martwiła. Przechodzi swoje kryzysy, ale ma się dobrze - śmieje się Maria Seweryn. - Warszawa pod tym względem się rozwija, goni za standardem zachodnioeuropejskim. Tam chodzenie do teatru jest obowiązkiem, tak jak przeczytanie głośnej książki. Jest w tym coś ze snobizmu, ale taki akurat mi nie przeszkadza. Mam nadzieję, że tak będzie i
w Warszawie.

NaszeMiasto.pl
___________________________________________________________________________________________

Aktorstwo to nie psychodrama

- Trochę byłam zdziwiona. Gorki? Przemoc w rodzinie? Ale Krystyna Janda doskonale wie, co robi. Odnalazła u Gorkiego rejestry, które brzmią bardzo współcześnie. Z jednej strony chodzi o desperacką walkę Wassy o przetrwanie jej rodziny, z drugiej - dotykamy całego katalogu społecznych patologii i zwyrodnień - mówi aktorka JOANNA KULIG, przed premierą "Wassy Żeleznowej" w Och-Teatrze w Warszawie.

«Niezależność popłaca. Młoda aktorka JOANNA KULIG przebiera w propozycjach. Teraz obejrzymy ją w "Wassie Żeleznowej" Gorkiego w warszawskim Och-Teatrze

Wciąż jesteś w podróży...

- Taki zawód. Już się przyzwyczaiłam. Dobrze mieszka mi się w Krakowie, ale czasami ciągnie do Warszawy... W Krakowie prowadzę życie domowe i towarzyskie, a w Warszawie pracuję. Jest w tym jakaś konsekwencja.

Właśnie skończyłaś próbę do "Wassy Żeleznowej", rzadko wystawianej w Polsce sztuki Gorkiego. Ostatni raz "Wassa" była grana w Teatrze Wybrzeże prawie 30 lat temu.

- Pani Krystyna Janda zaproponowała, byśmy przeczytali tekst Gorkiego, jak gdyby po raz pierwszy i wspólnie odkryli jego aktualność. Okazuje się, że Gorki był niezwykle dotkliwy w swoim okrucieństwie, przenikliwy w ukazaniu słabości ludzkich charakterów.

Krystyna Janda zbudowała adaptację "Wassy" na podstawie dwóch wersji dramatu Gorkiego: z 1910 i 1935 roku, oraz z opartego na motywach "Żeleznowej" filmu Gleba Panfiłowa z 1989 roku - "Matka".

- To będzie spektakl o przemocy w rodzinie. Takie dictum usłyszeliśmy na pierwszej próbie. Trochę byłam zdziwiona. Gorki? Przemoc w rodzinie? Ale Krystyna Janda doskonale wie, co robi. Odnalazła u Gorkiego rejestry, które brzmią bardzo współcześnie. Z jednej strony chodzi o desperacką walkę Wassy o przetrwanie jej rodziny, z drugiej - dotykamy całego katalogu społecznych patologii i zwyrodnień.

W "Wassie" grasz Natalię: postać nieprzyjemną, mroczną, tajemniczą...

- Początkowo miałam grać Lube, przeciwieństwo Natalii: niepełnosprawną, autystyczną dziewczynę, chyba najjaśniejszą postać dramatu. Kiedy zaczynałam już zaprzyjaźniać się z Lubą, zadzwoniła pani Krystyna Janda z pytaniem: "A co byś powiedziała, gdybym obsadziła cię z twoją siostrą, ale wtedy grałabyś Natalię, a Justyna - Lube".

Twoja siostra, Justyna Schneider, debiutowała w Polonii rolą Heleny w "Grubych rybach" Bałuckiego w reżyserii Jandy...

- Od dłuższego czasu marzyłyśmy, żeby zrobić coś wspólnie. Ta propozycja Krystyny Jandy spadła nam z nieba. Tyle że musiałam uśpić poczciwą Lube i odkryć demoniczną Natalię. Mojabohaterka nie ma żadnych złudzeń, że zło zawsze wygrywa. Chociaż pokochałam Lubę, cieszę się, że mogę mierzyć się z Natalią. Coś nowego, coś innego.

Jak się pracuje z Krystyną Jandą?

- Mała szkoła aktorska. Krystyna Janda, wchodząc w rolę, zapomina o wszystkim, również o sobie. Staje się Wassą. Natalia jest w nią zapatrzona. Aśka Kulig również, bezwiednie (śmiech). Kiedy na dzisiejszej próbie Wassa-Janda założyła na głowę szalik, po pewnym czasie zorientowałam się, że mimowolnie zrobiłam to samo. Przy wszystkich różnicach wynikających z doświadczenia, dorobku czy wieku myślę, że reagujemy z panią Krystyną Jandą podobnie, mamy zbliżony temperament.

Można odnieść wrażenie, że - jak niegdyś Jandę - rozpiera cię energia. 2009 rok był przełomem. Zagrałaś w kilku filmach, występujesz w teatrze, śpiewasz. Trudno za tobą nadążyć.

- Pozory. Miałam dłuższą przerwę. Przygotowywałam się jedynie do głównej roli w dużym europejskim filmie, w którym prawdopodobnie zagram. Przede wszystkim jednak usiłowałam się wyciszyć, odnaleźć w sobie spokój, który wcześniej zgubiłam. To doświadczenie okazało się cenne, bo w sytuacji, w której telefon z propozycjami dzwoni bardzo często, nie czuję, żeby cokolwiek wymykało mi się spod kontroli. Nakręciłam dwa filmy w Polsce - z Magdaleną Łazarkiewicz i Januszem Kondratiukiem, jeden w Niemczech - z udziałem m.in. Leny Olin, przygotowuję się do kolejnych. Równolegle od czasu do czasu gram w podwójnej obsadzie w "Sonacie Belzebuba" w Teatrze STU, w Starym i w Polonii, ale nie czuję, żeby praca wyczerpywała mnie emocjonalnie i fizycznie.

Jesteś zaprzeczeniem reguł obowiązujących w profesji aktorskiej. Najpierw nie bardzo chciałaś być aktorką dramatyczną (dostałaś się na specjalizację wokalno-estradową w krakowskiej PWST), potem bardzo szybko, bo już na drugim roku studiów, dostałaś propozycję zagrania Hermii w "Śnie nocy letniej" w reżyserii Mai Kleczewskiej. Ty jednak, obsadzana chętnie przez młodych i modnych reżyserów - Klatę, Kleczewską czy Zelenkę - zrezygnowałaś z etatu w Starym.

- Zagrałam va banque. Długo do tego dojrzewałam, bardzo mocno to przeżyłam. Mimo wszystko uznałam, że poza niezaprzeczalnymi korzyściami wynikającymi z pracy w znakomitym zespole robię coś wbrew sobie. Dzisiaj uważam, że rezygnacja z etatu w Starym była jedną ze słuszniejszych decyzji w moim życiu.

Miałaś wtedy coś w zanadrzu?

- Niewiele, pan Krzysztof Jasiński zaproponował mi Kordelię w "Królu Learze", którą być może zagram, oraz udział w "Sonacie Belzebuba". I tyle. Problem był we mnie. Miałam wrażenie, że to już finał. Że aktorstwo mnie przerasta, nie czuję tego. Praca w teatrze nigdy nie była zresztą moim marzeniem, chciałam śpiewać. Ale wszystko potoczyło się trochę poza mną. Najpierw na drugim roku studiów, w trakcie warsztatów, zagrałam Albertynkę w "Operetce" Gombrowicza, następnie jej reżyser - Mikołaj Grabowski - zaprosił mnie na spotkanie z Mają Kleczewską, szybko weszłam do zespołu Starego. I trochę się zagubiłam. Dopiero w momencie, kiedy zrezygnowałam z pracy w Starym, zrozumiałam, że jednak chcę być aktorką. Mam talent.

I szczęście...

- Tak. "Doktor Halinę", Teatr TV w reżyserii Marcina Wrony, w którym zagrałam tytułową rolę, zobaczył w Anglii reżyser "Lata miłości" Paweł Pawlikowski. Zaproponował mi udział w swoim nowym filmie "The Woman in the Fifth", w którym zagram obok min. Kristin Scott-Thomas i Ethana Hawke. Z kolei casting do niemieckiego filmu wygrałam wbrew wizji reżyserki Anny Justice i producentów. To miała być zupełnie inna postać: odmienna fizycznie i psychicznie, a jednak przekonałam niemiecką ekipę swoim temperamentem, pasją i energią. Nawet jeżeli nie jestem do końca pewna, czy mam rację, w budowaniu roli uważnie słucham siebie, ufam własnej intuicji. A w Starym byłam zagubiona.

W Krakowie plotkowano, że rezygnując ze stałej pracy w teatrze, myślałaś o trudnej współpracy z Mają Kleczewską.

- Kiedy się spotkałyśmy, byłam za młoda i zbyt naiwna. Maja Kleczewską, przygotowując spektakl, opiera się głównie na aktorskiej improwizacji, do czego szkoła teatralna nas nie przygotowuje. Nikt nie mówił mi o sposobach ochrony przed reżyserem, tymczasem podczas prób do "Snu nocy letniej" wydarzyło się, moim zdaniem, sporo nadużyć, kilka niekontrolowanych zachowań. To była jazda bez trzymanki, a ja byłam wtedy właściwie jeszcze dzieckiem.

"Sen nocy letniej" Kleczewskiej miał zdeklarowanych entuzjastów i zajadłych oponentów.

- To był dobry i ciekawy spektakl, ale dla mnie zaświeciło się żółte światełko. Za dużo korzystałam wtedy z siebie, z prywatnych, niekiedy toksycznych emocji. Uruchomiłam pamięć emocjonalną - wynajdując uśpione pokłady bolesnych przeżyć. Nikt mi nie powiedział, że to wyboista droga, na której łatwo się wykoleić. Myślę jednak, że praca z Mają czegoś mnie nauczyła. Zupełnie inaczej podchodzę do budowania postaci, bardziej dojrzale i świadomie. Myślę, że gdyby nie było tej "drugiej drogi", zrezygnowałabym z zawodu. Aktorstwo to nie psychodrama.

Mówisz rzeczy niepopularne. Masz niewyparzoną gębę?

- Nie jestem bezczelna, ale dociekliwa. Bywam wkurzająca, bo chcę wszystko wiedzieć. Każdego reżysera zamęczam pytaniami (śmiech), ale potrzebuję tego wszystkiego po to, żeby w momencie, kiedy wyjdę na plan filmowy albo na scenę, działać organicznie, mimowolnie przetwarzając emocjonalność postaci na własne ciało.

A muzyka - ciągle jest dla ciebie ważna?

- Kiedy przez długich osiem lat codziennie ćwiczyłam na pianinie, dostawałam szału, dzisiaj doceniam tamtą lekcję. Słysząc znajome dźwięki, funkcjonuję w innym, alternatywnym świecie. Muzyka to wielka siła. Ciekawe, że na swojej drodze spotykam reżyserów, którzy muzykę mają we krwi. Mikołaj Grabowski, Krzysztof Jasiński czy Paweł Pawlikowski są szalenie muzykalni. Kiedy grałam pierwszą rolę filmową - Teresę w "Środzie czwartek rano" Grześka Packa, w przerwach między ujęciami słuchałam znakomitej amerykańskiej śpiewaczki Kathleen Battle. Muzyka mnie inspirowała.

Domyślam się, że twój udział w "Sonacie Belzebuba" Krzysztofa Jasińskiego to również pochodna muzyczności spektaklu?

- Tak, muzyka. Plus Witkacy, plus taniec. Jak to wszystko pogodzić? Ciągle się uczę...

W wywiadach z tobą bardzo często pojawia się wspomnienie telewizyjnej "Szansy na sukces". Wiele lat temu wygrałaś ten program, śpiewając "Między ciszą a ciszą" Grzegorza Turnaua.

- Ludzie wciąż mnie poznają po głosie. To było przecież 12 lat temu. Miałam 15 lat.

Kim była dziewczynka, która 12 lat temu przyjechała do Warszawy z malutkiej Muszynki?

- Przestraszone, ambitne kurczątko. W mojej miejscowości mieszka zaledwie 300 osób i wszyscy to oglądali. Mama była dumna. Grzegorz Turnau powiedział, że jestem dziewczynką ciekawą świata, a fakt, że pochodzę z małej miejscowości, może być tylko moim atutem. Bardzo się staram, żeby nie stracić tego atutu. Nie zapomnieć, skąd jestem.

Maksym Gorki pisał: "Trzeba tak żyć, żeby można było mieć szacunek dla samego siebie"...

- Szacunek dla siebie wynika z umiejętności docenienia innych. Przed pointą zawsze powinien być kontrapunkt.»

"Aktorstwo to nie psychodrama"
Łukasz Maciejewski
Dziennik Gazeta Prawna nr 10 - Kultura
15-01-2010
___________________________________________________________________________________________
http://www.akpa.pl/imprezy.php?id=9914&type=48413&width=991

Próba dla mediów w OCH-Teatrze - galeria, Plejada.pl

http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/10,88291,7445822,OCH__Nowy_teatr.html
___________________________________________________________________________________________

We wtorek na TVP KULTURA "Wiśniowy Sad"
http://www.rp.pl/artykul/55361,419605_Nie_ma_swiata_bez_Czechowa.html
___________________________________________________________________________________________

Pani Krystyno,
pomyślnych wiatrów i bezpiecznego dobicia do portu w sobotę.
Spokojnego 'przeczekania' tego "świątecznego" dnia i miękkiego lądowania w poczciwej codzienności.
Publiczność na pewno takie lądowanie zabezpieczy.
I odpoczynku, który przywróci zdolność do odczuwania satysfakcji.
Ja na odległość trzymam kciuki.
I odliczam dni do poznańskiej BOSKIEJ!
Premierowe serdeczności,
N.
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: po konferencji

Postprzez Krystyna Janda N, 17.01.2010 14:25

Bardzo dziękuję. To zabawne ze tylko tu mam czas zobaczyć co się dziej poza teatrem. Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja