""""""Kiedy w ten dzień staje przed nami Jezus i pyta: "Czy chcesz Mnie?", zastanówmy się dobrze, zanim odpowiemy. Dziś Jezus taki śliczny i cichy w żłóbeczku, ale zaraz po świętach trzeba będzie brać Go na ręce i nieść do pracy, na uczelnię, do lekarza, do sklepu. I zawsze, kiedy będą w nas złe pragnienia, On obejmie nas rączkami za szyję i szepnie w sumieniu: "Nie rób tak, nie krzywdź Mnie". Iluż ludzi oddaje wtedy z powrotem Pana Jezusa. "Bo chrześcijaństwo nieżyciowe, bo Kościół się wtrąca". Tak, dzieci są "nieżyciowe", dzieci się ciągle "wtrącają", czegoś chcą. Niekiedy rujnują nawet precyzyjnie ułożony plan.
Opowiadała mi kiedyś pewna pani, jak przed laty wspaniałe zastawiła stół na imieninowe przyjęcie. Kiedy do przyjścia zaproszonych gości zostało już tylko kilkanaście minut, maleńka Kasia podeszła do stołu, chwyciła za róg obrusa i już za chwile wszystkie półmiski, talerzyki, kieliszki i wykwintne potrawy leżały na podłodze. Czy chcesz mieć takie Dziecko? Kiedy wszystko zaplanujesz, tak mądrze i roztropnie, Jezus może w jednej chwili zażądać zmiany planu. Może pociągnąć za obrus twoich kalkulacji i przewidywań.
Może jednak ktoś chce zadać pytanie, tak charakterystyczne dla naszych czasów: "A co ja będę z tego miał, jeśli przyjmę Jezusa? Co mi to da?". Co ci to da? Tak dużo, że aż trudno powiedzieć. On da ci życie, prawdziwe życie. "Jak to? Przecież są tacy, którzy w Boga nie wierzą, Jezusa nie przyjmują, a są szczęśliwi". Szczęśliwi?
Opowiadał mi pewien pan, jak ze swoim kilkuletnim synkiem mył samochód. Dzielny chłopiec ciągnął za tatusiem wiadro z wodą, chlapiąc obficie wszystko dokoła, przede wszystkim samego siebie. Kiedy już obeszli cały samochód i w wiadrze nie zostało ani kropli wody, synek otarł pot z czoła i powiedział "Tatusiu, ale tobie musiało być ciężko w życiu, jak mnie nie było na świecie. Bo kto ci wtedy pomagał?". Tak, synku. Wydawało mi się parę razy w życiu, że jestem szczęśliwy, ale dopiero jak ty się narodziłeś, to odkryłem, co znaczy słowo "szczęście". Tak, tak, drogie dzieci. Jak by nam było bez was trudno na świecie. Bo z wami jest tak jak z Synem Bożym, który z miłości do nas stał się małym dzieckiem. Z pozoru to człowiek nieustannie musi zajmować się Panem Bogiem - modlić się, chodzić do kościoła, uważać na przykazania. Ale tak naprawdę właśnie to Dziecko zajmuje się nami. Ono jest Drogą, Prawdą i Życiem.
Takie są dzieci nauczyciele dobroci, wrażliwości, czystości. Takie jest to Dziecko, nad którym się dziś pochylamy. To najpiękniejsze Dziecko wśród wszystkich dzieci. Po co nam Je przyjmować? Ono jest Prawdą, Ono jest Życiem, ale Ono także jest Drogą. Bo wszystkie dzieci są dla nas jakąś drogą do miłości. Bardzo często drogą najkrótszą, choć wiodącą pod górę. Ile razy widziałem w parku, na nadmorskiej plaży chłopczyka czy dziewczynkę ciągnących za rękę nieco zdyszanego tatusia czy dziadka, który tłumaczył się: "-Nie tak szybko, ja nie dam rady. -Dasz radę tatusiu, dasz radę dziadku! Szybciej, szybciej, ja ci coś muszę pokazać!". I oto, dziwiąc się samemu sobie, dziadek wbiegał na górę, tatuś jeździł na sankach, a wszystko to dla rozpromienionych oczu swojego ukochanego synka czy wnuczka. I także po to narodził się Pan Jezus, nasze ukochane Dziecko. Przyszedł po to, by wziąć nas za rękę i wbiec na górę świętości. My często już po kilku krokach krzyczymy: "Nie dam rady! To dla mnie za ciężko!". Jezus rodzi się w Betlejem, by nam powiedzieć: "Dasz radę, tatusiu, babciu, studencie, dziennikarzu czy nauczycielu. Dacie radę. Szybko, szybko!. Ja wam chcę pokazać Ojca!". Jezus bierze za rękę nagle, zupełnie niespodziewanie i wprowadza wysoko, bardzo wysoko. I dziwimy się, że jednak potrafiliśmy tam wejść, i dziwimy się, jaki stamtąd wspaniały widok. """""
Ks.Piotr P.
Życzę Pani, Pani Krystyno jak najlepszych widoków!!!
Dziękuję po raz kolejny, że nam prostaczkom także Pani poprawia widoki.
Wiele wiary i miłości...
Tule ciepło i świątecznie...