O wszystkim, co piękne.. (w tym prasa i zdjęcia)

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

O wszystkim, co piękne.. (w tym prasa i zdjęcia)

Postprzez Magnolia So, 10.10.2009 21:58

Kochana Pani Krystyno,

Napisałam do Pani wczoraj list…. Już pisałam ostatnie zdania, kiedy nagle coś się takiego stało… że nagle ujrzałam stronę główną korespondencji i mojego listu zdecydowanie tam nie było… rozpłynął się w chóralnym śpiewie: - Radość serca nam przepełnia. Łaskę życia dał nam Bóg ...
Ale cóż.. piszę więc ponownie..

PANI
Najserdeczniej Pani gratuluję wygrania w plebiscycie, że została Pani wybrana Kobietą 20-lecia. Sesja wspaniała.. Pani niezwykle piękna.. zwłaszcza tu (moje ulubione zdjęcie):
Obrazek
I jeszcze to (urocze):
Obrazek
Napisałam już kiedyś…, ale przy okazji tej sesji powtórzę się ;)

NAJPIĘKNIEJSZĄ POLKĄ PANI JEST!

REWERS
Dzięki specjalnym pokazom miałam tę ogromną przyjemność zobaczyć REWERS dwukrotnie w końcu września. Do tej pory znałam jedną scenę (Festiwal w Kazimierzu)... tę z adoratorem Sabinki, który przestraszył jej mamę i półmisek z przekąskami pooooleciał pod sufit.... a wcześniej jak Pani mówi młodzieńcowi, żeby nie zdejmował butów... tak cudowna jest Pani w tej scenie... uwielbiam.. Jest wiele uroczych scen, subtelnych i dopracowanych w każdym calu, a wiele z nich dzięki samemu tekstowi, ale chyba o wiele bardziej dzięki temu, że to właśnie Pani i p. Anna Polony to zagrały! Zresztą cała kobieca trójka stworzyła wyjątkowe postaci. Wspaniały film, z fantastycznym humorem. Rewers to piękna kompozycja. Czarna komedia. Czy ktoś u nas jeszcze robi takie filmy? Tym bardziej cieszę się, że powstał. Jestem pełna uznania dla filmu, dla Pani roli (o jaka Pani jest cuuudowna!). Nagrody jak najbardziej zasłużone.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

REWERS-PRASA

Tegoroczny werdykt prawie idealny
20-09-2009, ostatnia aktualizacja 20-09-2009 18:12
Stojący na wysokim poziomie konkurs zakończył się niemal bezbłędnym przyznaniem nagród - pisze Andrzej Bukowiecki, filmoznawca i krytyk filmowy.
W Gdyni zawsze co najmniej jeden film już podczas projekcji zostaje faworytem większości obserwatorów. Na widowni tworzy się niepowtarzalna atmosfera. Wszyscy poddają się magii ekranu, jednoczą w zauroczeniu dziełem, które porusza emocjonalnie i zachwyca od strony artystycznej. Tak było i w tym roku od pierwszych minut projekcji „Rewersu” debiutanta Borysa Lankosza. Pełne czarnego humoru spojrzenie na epokę stalinowską podziałało jak łyk świeżego powietrza. Widzowie z przejęciem, rozładowywanym wybuchami śmiechu i podszytym dreszczem grozy (bo stalinizm w „Rewersie” wcale nie przestał być groźny!) chłonęli przeżycia trzech mieszkanek warszawskiego lokum i tajemniczego adoratora najmłodszej z nich. Podziwiali uchwycenie klimatu lat 50. w zdjęciach i scenografii. Spośród aktorów docenili nie tylko, zasłużenie nagrodzonych, Agatę Buzek i Marcina Dorocińskiego, ale również Krystynę Jandę i Annę Polony. Jury podzieliło entuzjazm publiczności – „Rewers” bezapelacyjnie wygrał 34. festiwal.
„Przydział” pozostałych kluczowych nagród odzwierciedla istotną zaletę dzisiejszego kina polskiego: różnorodność. Dobrze więc, że w werdykcie znalazło się miejsce i dla ekspresyjnej wizji współczesnej młodzieżowej egzotyki, czyli „Wojny polsko-ruskiej”, i dla tym razem mrocznego zagłębienia się w czasy PRL w „Domu złym”, i wreszcie dla filmu poetyckiego, jakim jest „Las”. Niedobrze – i to byłaby moja praktycznie jedyna większa pretensja do jurorów – że prawie nie zauważyli brawurowego filmu Jacka Borcucha „Wszystko, co kocham”. Ten młodzieżowy melodramat ogląda się jednym tchem, jak „Rewers”, gdyż tutaj także czasy politycznie trudne – przełom lat 1981/1982 – zostały ukazane z nietuszującą ich dramatyzmu lekkością i potraktowane jako tło wciągającej historii miłosnej. Niełatwo też pogodzić się z przemilczeniem „Zera”, efektownego debiutu Pawła Borowskiego. Reżyser przeplata – w duchu Altmana – kilkanaście wątków równoległych, które składają się na dojrzałą opowieść o samotności i ciemnych stronach miasta. Obok różnorodności, odejścia od jedynie martyrologicznego widzenia naszych dziejów, no i urodzaju na debiuty (aż jedenaście, w większości udanych pierwszych filmów, na dwadzieścia cztery filmy konkursowe!) tegoroczny festiwal w Gdyni objawił jeszcze jedną piękną prawdę o polskim kinie: mamy fantastycznych aktorów! Borys Szyc, trafnie nagrodzony za rolę Silnego w „Wojnie polsko-ruskiej”, równie przekonującym zagraniem skrajnie odmiennej postaci w „Enenie” potwierdził wszechstronność swego talentu. Jury na ogół trafnie rozdało trofea w kategoriach aktorskich, ale prawie wszyscy laureaci, może poza Agatą Buzek – bezkonkurencyjną w pierwszoplanowej roli kobiecej (w „Rewersie”) – mieli potężnych rywali. Dorociński, dla przykładu, w osobach Mariana Dziędziela – gospodarza z „Domu złego”, czy Andrzeja Chyry – wojskowego i ojca rodziny we „Wszystkim, co kocham”. Ofiarą niedocenienia tego ostatniego filmu przez jury padł m.in. odtwórca głównej roli męskiej Mateusz Kościukiewicz, któremu należała się nagroda za najlepszy debiut aktorski. Ubiegłoroczny festiwal w Gdyni pokazał, a tegoroczny potwierdził: sprawdziła się zapoczątkowana cztery lata temu reforma rodzimej kinematografii. I oby kolejne „święta polskiego kina” były tak udane jak to, które zakończyło się wczoraj.
Życie Warszawy
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Rewers, czyli siła trójkąta
Jolanta Gajda-Zadworna 20-09-2009, ostatnia aktualizacja 20-09-2009 21:08 Obrazek *The winner is... – tę formułę Borys Lankosz, reżyserskie odkrycie festiwalu w Gdyni, być może usłyszy w Los Angeles. Jego „Rewers” został polskim kandydatem do oscarowych nominacji. W sobotę reżyser odbierał Złote Lwy z rąk Krzysztofa Krauzego – przewodniczącego tegorocznego jury Stylowy debiut Borysa Lankosza rozłożył na łopatki konkurencję. Na zakończonym w sobotę 34. FPFF głównymi nagrodami podzielił się jedynie z „Wojną polsko-ruską” i „Domem złym”. Warszawa 1952 roku. W zastygłe w mimikrze życie trzech przedwojennych dam: babki, córki i wnuczki wkracza Bronisław. Ma niebezpieczny urok Humphreya Bogarta, powalającą rzezimieszków siłę pięści i nie do końca jasne intencje. Wpisana w czasy stalinizmu kameralna historia, rozegrana w stylowych dekoracjach i w większości czarno-białych zdjęciach, podbiła serca jurorów, krytyków i festiwalowych widzów. Nad wyraz zgodnie obsypali oni „Rewers” nagrodami i wyróżnieniami. Jury przyznało ich aż sześć, w tym najważniejszą, czyli Złote Lwy, oraz 100 tys. zł. Trafiły one do reżysera Borysa Lankosza i producenta Jerzego Kapuścińskiego, który rok temu objął studio Kadr. „Rewers” jest pierwszą po 14 latach przerwy fabułą zrealizowaną przez to studio. Spod „Pekinu” w świat Stylowa historia z Warszawą w tle zgarnęła również nagrody za pierwszoplanową rolę kobiecą (dla Agaty Buzek) i drugoplanową męską (Marcin Dorociński). Jurorzy docenili łączone z archiwalnymi kadrami zdjęcia Marcina Koszałki; wyprzedzającą nieco filmowy czas jazzującą muzykę Włodzimierza Pawlika oraz charakteryzację, która z bohaterki granej przez Agatę Buzek zrobiła staruszkę. Do trofeów regulaminowych „Rewers” dopisał pięć innych wyróżnień. Potwierdzające odbiór na festiwalu (nagrody: Publiczności i Dziennikarzy), ale też wypychające film w świat. Nagroda Polskich Festiwali za Granicą zapewni mu udział w 15 międzynarodowych przeglądach. Nagroda Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych doprowadzi go zas „pod strzechy”. „Rewers” będzie też naszym kandydatem do Oscara. Ostro w nowy wiek Mocną figurą w filmie Lankosza jest damskie trio, w którym Agacie Buzek towarzyszą Anna Polony i Krystyna Janda. Być może przez przypadek w trójkącie rozegrało się też ostatecznie starcie 34. FPFF. Mrocznym awersem do produkcji Lankosza jest „Dom zły” – symboliczny i wstrząsający obraz stanu wojennego. Wojciech Smarzowski odebrał za niego nagrodę jako reżyser i współscenarzysta (z Łukaszem Kośmickim). Jury doceniło też montaż, drapieżnie budujący napięcie, łączący dwie czasowe płaszczyzny i kadry, czarno-białe z kolorowymi. Oryginalne formalnie „Rewers” i „Dom zły” konfrontują widzów z nieodległą polską historią. „Wojna polsko-ruska” jest obrazem współczesności, brawurowo oddającym styl głośnej „dresiarskiej” powieści Doroty Masłowskiej. Jury FPFF doceniło jej reżysera Xawerego Żuławskiego i producenta Jacka Samojłowicza, przyznając im Srebrne Lwy. Widzowie finałowej gali owacją poparli nagrodę dla Borysa Szyca. Za ekranową metamorfozę w „Wojnie...”, ale też za warsztat w czterech innych produkcjach, pokazanych na tym najciekawszym od lat festiwalu. Odbywającym się – co znaczące – w 100-lecie polskiego kina. Powiedzieli dla „Życia Warszawy” Borys Lankosz, reżyser filmu „Rewers“ Powiem nieskromnie: wiedziałem, że film jest niezły, ale sukces w Gdyni przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Miałem znakomicie napisaną przez Andrzeja Barta historię. Precyzyjnie skonstruowaną, ze wspaniałymi dialogami, wartką narracją. Historię, która wciąga, a jednocześnie zostaje w nas na dłużej. Miałem znakomitych aktorów i ekipę. Dzięki nim mogłem opowiedzieć historię trzech kobiet pod presją, które muszą sobie poradzić ze złem wkraczającym w ich świat. Teraz myślę o adaptacji powieści Andrzeja Barta „Fabryka muchołapek”. Agata Buzek, nagroda za główną rolę w „Rewersie“ Pierwszy raz było mi ciężko znaleźć dystans między tym, co czułam na planie, gdy byłam „w środku”, a tym, co zobaczyłam na ekranie. Weszłam w tę postać i historię naprawdę całą sobą. Kostium i charakteryzacja bardzo mi pomogły. Podobnie jak współpraca ze znakomitymi aktorkami. W ogóle miałam poczucie uczestniczenia w czymś twórczym, rozwijającym. A efekt, muszę przyznać, podoba mi się. Laureaci Poza wielką trójką: „Rewersem”, „Wojną polsko-ruską” (nagrodzoną także za dźwięk i kostiumy) oraz „Domem złym” na 34. FPFF wyróżniono także filmy: „Las” Piotra Dumały – Nagroda Specjalna Jury „Galerianki” – debiut reżyserski Katarzyny Rosłaniec „Świnki” – debiut aktorski Filipa Garbacza w filmie Roberta Glińskiego „Magiczne drzewo” i „Wszystko, co kocham” – scenografia Elwiry Pluty w filmach Andrzeja Maleszki i Jacka Borcucha. Film Borcu- cha otrzymał też: Nagrodę Złotego Kangura, którą odbierze w Australii, i Złotego Klakiera – od widzów FPFF „Jestem twój” – drugoplanowa rola kobieca Doroty Kolak w filmie Mariusza Grzegorzka „Handlarz cudów” – kostiumy Anny Englert (także do „Wojny polsko-ruskiej“).
Życie Warszawy
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Twórcy "Rewersu" o filmie
2009-09-21, ostatnia aktualizacja 2009-09-20 19:39 Obrazek
O zdobywcy Złotych Lwów na tegorocznym 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni mówią Borys Lankosz, Jerzy Kapuściński i Marcin Koszałka Borys Lankosz, reżyser filmu "Rewers", laureat Złotych Lwów "Rewers" to zabawa kinem. Moim zadaniem jako reżysera było sprawić, żeby przejścia między różnymi konwencjami i gatunkami kina były na ekranie niezauważalne. Tak naprawdę "Rewers" dzieje się nie tyle w czasach stalinowskich traktowanych ze stuprocentową powagą, ale w moim własnym świecie, w świecie kina. Mam dość martyrologii. Chciałem pokazać zwyczajnych ludzi, postawionych przez historię wobec zła. I opowiedzieć o kobietach - tak mało jest kobiet w polskim kinie. Scenarzystę "Rewersu" Andrzeja Barta poznałem dziewięć lat temu, kiedy zaproponowano mi zrobienie rocznicowego filmu o getcie łódzkim. Z Bartem rozumieliśmy się fantastycznie. Planujemy teraz film według jego powieści "Fabryka muchołapek", która zresztą pierwotnie była scenariuszem filmowym. To musi być duże, międzynarodowe kino. Traktuję jako niezwykły przywilej to, że mogę tak blisko współpracować z pisarzem. To oni, pisarze, jak za czasów polskiej szkoły filmowej, powinni pisać scenariusze. Powstanie "Rewersu" zawdzięczam dwóm osobom: Andrzejowi Bartowi i producentowi Jurkowi Kapuścińskiemu. Stworzyliśmy zespół, który - jestem o tym przekonany - nawiązał do początków istnienia tamtego Kadru, gdzie powstawały filmy szkoły polskiej. Takiego producenta mogłem sobie tylko wyśnić. To artysta, który produkuje filmy, bo je kocha. Jerzy Kapuściński, szef studia Kadr, producent "Rewersu" Ostatni rok był budowaniem od podstaw mojego życia zawodowego. Wyszedłem z telewizji publicznej, w której pracowałem kilkanaście lat, dostałem propozycję objęcia po Jerzym Kawalerowiczu studia Kadr, w którym powstawały arcydzieła szkoły polskiej. Chciałem, żeby pierwszy film, jaki zrobimy, był nawiązaniem do tej tradycji, powrotem do kina opartego na dobrej literaturze, gdzie scenarzysta bierze udział w procesie powstawania filmu od początku do końca. Udało się dobrać wspaniałą ekipę. Kompozytora Włodka Pawlika, z którym współpracowaliśmy kiedyś w TVP Kultura, zaprosiłem do "Rewersu", bo ten film od początku brzmiał mi jazzem - myślałem przy nim o Komedzie. Wracamy do dawnego polskiego kina. Jego kapitał nie może być zmarnowany, młodzi reżyserzy będą je kontynuować, tak jak to robi Borys Lankosz. Z Borysem i Marcinem Koszałką znamy się od lat - jeszcze z TVP. Bart może się stać gwiazdą polskiego scenariopisarstwa. Krystyna Janda i Anna Polony bez wahania przyjęły role w filmie debiutanta, bo poznały się na tekście. Tak jak kiedyś w polskim kinie powstał klimat oczekiwania na dzieło. Nie traktowaliśmy widza jako półgłówka, ale jako partnera inteligentnej gry. Byłem na różnych pokazach "Rewersu" - ten film działa na każdą widownię, nie tylko tę festiwalową, nie jest to przypadek filmu, który podoba się jedynie krytykom. W telewizyjnej "Dwójce" miałem opinię producenta "niszowego", nienadającego się na czasy seriali, których szczerze nie znoszę. Tymczasem film Lankosza, wyrafinowany formalnie, nie jest wcale "niszowy". On jest "mainstreamowy". To normalne kino, tyle że zrobione z dawną dbałością. W lepszych czasach telewizji publicznej, dziś kompletnie zaprzepaszczonych, gdy powstawały filmy z "Pokolenia 2000" i działało Studio Teatralne "Dwójki", panowała u nas atmosfera zespołowa. Kiedy objąłem Kadr i zobaczyłem na ścianie plakaty filmów Wajdy, Kawalerowicza, Munka, Konwickiego, w pierwszej chwili przeraziłem się. Dorównanie im wydawało mi się niemożliwe. Dziś już tak nie myślę. Marcin Koszałka - nagroda za zdjęcia do filmu "Rewers" Borysa Lankosza Borysa znam co najmniej siedem lat. W 2002 robiłem z nim nagradzany na świecie dokument "Rozwój". Kiedy ma się z reżyserem tak wiele wspólnych zainteresowań, także muzycznych, i tyle wspólnych pomysłów, praca na planie staje się prosta. Tradycją polskiego kina zawsze była współpraca reżysera z operatorem oparta na samodzielności i zaufaniu - inaczej, niż to jest w Ameryce. Myślę, że gdybym nawet śladem wielu polskich operatorów próbował tam coś robić, obciążałoby mnie to, że jestem traktowany jako "techniczny". Wystarczy posłuchać tak wspaniałych operatorów jak Sławomir Idziak czy Janusz Kamiński - wszyscy mówią o niedosycie pracy w Hollywood. Więc czy nie lepiej już robić to prowincjonalne polskie kino i spełniać się w tym twórczo? Owszem, będąc operatorem, mam pewne skłonności do reżyserowania, ale nigdy nie robię tego wbrew reżyserowi. Na planie trochę obawialiśmy się spotkania z Krystyną Jandą - czy nie spacyfikuje nas, młodszych? Okazała się wspaniałą artystyczną partnerką. A przy tym - będąc wdową po wybitnym operatorze - potrafiła kompetentnie doradzać nam także w tych sprawach. Z Borysem Lankoszem przegadaliśmy cały film, ale nie przywiązywaliśmy się do żelaznego scenopisu. Wymyśliliśmy klucz wizualny - klimat kina noir czy wręcz niemieckiego ekspresjonizmu. Ale ta stylizacja jest pozorna - w gruncie rzeczy "Rewers" ma sznyt bardzo nowoczesny. Na tym właśnie polegał główny pomysł na ten film - złamany styl.
Źródło: Gazeta Wyborcza
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Filmowcy z Krakowa najlepsi w Gdyni
Jerzy Armata, Gdynia2009-09-20, ostatnia aktualizacja 2009-09-20 22:39 Obrazek
"Rewers" dosłownie znokautował konkurencję, zdobywając - podczas 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni - aż 10 nagród. Dodatkowa premia: film Borysa Lankosza ze zdjęciami Marcina Koszałki będzie reprezentował Polskę w rozgrywce oscarowej. - To mój pierwszy film, mam nadzieję jeszcze jakieś zrobić - powiedział stremowany, ale jakże szczęśliwy 36-letni krakowianin Borys Lankosz sobotniego wieczoru na scenie gdyńskiego Teatru Muzycznego po otrzymaniu Złotych Lwów, dziękując swej ekipie, której wielu członków również zdobyło festiwalowe nagrody. Bo w tym filmie prawie wszystko jest najwyższej jakości. Przede wszystkim aktorstwo Agaty Buzek (nagroda za najlepszą główną rolę kobiecą) i Marcina Dorocińskiego (najlepsza drugoplanowa rola męska). Uhonorowane nagrodami profesjonalnymi zostały także rewelacyjne - czarno-białe (w sekwencjach z lat 50.) i kolorowe (w sekwencjach współczesnych) - zdjęcia Marcina Koszałki (notabene laureata "Kulturalnych Odlotów" - nagrody krakowskiego wydania "Gazety Wyborczej"), znakomicie zespolona z obrazem muzyka Włodka Pawlika oraz perfekcyjna charakteryzacja Mirosławy Wojtczak, Ludmiły Krawczyk i Waldemara Pokromskiego, dzięki której Agata Buzek mogła zagrać swą bohaterkę także pół wieku później. Warto jeszcze wspomnieć o fantastycznym scenariuszu Andrzeja Barta i rolach Krystyny Jandy oraz Anny Polony, dla których zabrakło nagród. No cóż, nie można mieć wszystkiego, tym bardziej że poziom tegorocznego konkursu okazał się bardzo wysoki. Z krakowskich artystów głęboko zapada w pamięć kreacja Mariana Dziędziela w "Domu złym" Wojciecha Smarzowskiego oraz role trójki młodych aktorów - Olgi Frycz, Mateusza Kościukiewicza i Jakuba Gierszała - w uroczym, pełnym pozytywnej energii "Wszystko, co kocham" Jacka Borcucha. Choć - prawdę mówiąc - debiutancki film Lankosza zdobył prawie wszystko. Za najlepszy uznali go także - przyznając swoje trofea - dziennikarze akredytowani na festiwalu, publiczność gdyńskiego Multikina, Polska Federacja Dyskusyjnych Klubów Filmowych (statuetka Don Kichota), przedstawiciele Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych, a również dyrektorzy 15 festiwali polskich filmów organizowanych poza granicami naszego kraju, zapraszając "Rewers" do uczestnictwa w prowadzonych przez siebie imprezach. Zapowiada się więc dla zwycięskiego filmu i ekipy, która go zrealizowała, niezwykle atrakcyjne tournée, miejmy nadzieję, zwieńczone statuetką Oscara. Akcja nagrodzonego filmu rozgrywa się w stolicy w dwóch płaszczyznach czasowych: w latach 1952-53 oraz współcześnie. Sabina (Agata Buzek) pracuje jako redaktor w dziale poezji pewnego warszawskiego wydawnictwa. Jej matka (Krystyna Janda), która w wyniku powojennych reform utraciła aptekę, usiłuje znaleźć córce odpowiedniego kandydata na męża. Jest jeszcze czuwająca nad wszystkim, choć przykuta do łóżka, babcia (Anna Polony). Kandydaci nie wzbudzają zainteresowania dziewczyny. Pewnego dnia jednak, w dość dramatycznych okolicznościach, poznaje uroczego i szarmanckiego Bronisława (Marcin Dorociński). Ta znajomość zmieni życie nie tylko jej, ale rozpocznie serię zaskakujących wydarzeń, w które zostaną zaangażowane także matka i babcia. "Rewers" dosłownie wciska w fotel, zarówno - pełną suspensu, ale i humoru - treścią, jak i urzekającą, wywiedzioną z kina noir - formą. Lankosz i Koszałka, zanim nakręcili "Rewers", zrobili wspólnie dwa krótkie dokumenty: "Rozwój" (2001), "Polacy Polacy" (2002). Ten pierwszy przyniósł im prestiżowe nagrody na festiwalach w San Francisco (Golden Gate Award) oraz Krakowie (Brązowy Lajkonik, Srebrny Smok). I na koniec refleksja osobista. Pamiętam Borysa Lankosza, kiedy był jeszcze uczniem jednego z krakowskich liceów. Już wtedy próbował kręcić filmy. Jeden z nich, chyba nazywał się "Jaś i Małgosia", nagrodziliśmy - miałem przyjemność uczestniczyć w pracach jury - podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Krótkometrażowych Filmów Amatorskich "SMOFI" w krakowskim Pałacu Młodzieży przy ul. Krowoderskiej. Kilka dni później odwiedziła mnie w redakcji mama Borysa, chyba w tajemnicy przed synem. Rozmawialiśmy o jego filmiku. Mówiła o marzeniach syna, pytała, czy coś z niego wyrośnie. Powiedziałem, że wyrośnie. I wyrosło. Mniej więcej w tym czasie inny młody krakowianin - Marcin Koszałka - rozpoczynał swą filmową drogę, podejmując pracę w kinie Kijów, później Wanda jako nocny stróż. Marzenia czasem się spełniają.
jerzy.armata@krakow.agora.pl Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ZDOBYWACA ZŁOTYCH LWÓW SPECJALNIE DLA DZIENNIKA
poniedziałek 21 września 2009 10:21
Borys Lankosz: Lata 50. widzę bez kolorów Debiutujący fabularnie Borys Lankosz swoim "Rewersem" zdeklasował konkurencję w Gdyni, zdobywając 6 z 17 regulaminowych nagród. Zdobywca Złotych Lwów mówi DZIENNIKOWI, dlaczego nakręcił film czarno-biały i kto byłby idealnym reżyserem "Złego" według Tyrmanda. Debiutuje pan filmem czarno-białym. Czy nie bał się pan kłopotów z dystrybucja? Borys Lankosz: Mam ogromne zaufanie do widowni. Nie wierzę w takie przepisy na sukces filmu: plastikowe zdjęcie i koszarowy dowcip. Nie doceniamy widza, który jest bardzo inteligentny. Od początku wiedzieliśmy, że film musi nawiązywać do stylistyki tamtej epoki i równocześnie musi ją przełamywać. To odpowiadało formie scenariusza, który zaczyna się konwencjonalnie, a potem zaczyna szaleć z konwencjami, bawić się kinem. Szukaliśmy do tego formalnego klucza. Od początku była między nami zgoda, że to będzie film czarno-biały. Kiedy myślę o tamtych latach widzę je bez kolorów. Złapałem się nawet na tym, że w genialnym "Pianiście" zrobionym z właściwą Polańskiemu precyzją, przeszkadza mi kolor. We mnie on wyzwala poczucie obcości i sztuczności i to nie chodzi o błąd realizatorów filmu, tylko ja wyobrażam sobie te czasy przez pryzmat kronik, czarno-białego obrazu. Jest pan z Krakowa, szkołę skończył pan w Łodzi i debiutuje pan warszawską fabułą, która miejscami kojarzy się z ulubioną książka warszawiaków – "Złym". Kiedy obejrzałam "Rewers", to pomyślałam sobie, że powinien pan nakręcić Tyrmanda. Słyszałem, że ludziom tak się mój film kojarzy. W pierwszej scenie, w której pojawia się Bronisław, czyli Marcin Dorociński myślałem właśnie o Tyrmandzie. Miałem bardzo jasne wyobrażenie jak "Rewers" ma wyglądać, chciałem, żeby miejscami był utrzymany w estetyce filmu noir. Bardzo pomogli mi scenografowie-warszawiacy Magda Dipont i Robert Czesak. To nie jest sprzyjające ekipom filmowym miasto, niewiele zostało miejsc nieskażonych, zachowany w niezmiennym kształcie od lat. Przestrzeń jest bardzo zniszczona w sensie filmowym – niby budynek się zachował, ale tu antena satelitarna, tu kostka Bauma, tam siding. Długo szukaliśmy domu, w którym mieszkają bohaterki filmu, miał przypominać wyspę, trochę jak z "Delikatessen". Co do "Złego", to moim zdaniem to powieść nie do przełożenia na film, pięknie o tym Gombrowicz pisał, że u Tyrmanda wszystko mieni się w języku. Jak używa języka, jak wszystko w tym języku wykreował. Film według tej powieści mógłby zrobić Tim Burton. Autor scenariusza Andrzej Bart wspominał, że losy głównej bohaterki filmu – Sabiny nosił w sobie od 20 lat. Dwadzieścia lat temu Andrzej napisał debiutancka powieść, za która otrzymał nagrodę Kościelskich – "Rien ne va plus". Jest to historia dziejąca się przez 200 lat opowiadająca o dziejach Polski z perspektywy obdarzonego świadomością portretu włoskiego arystokraty, który wędruje z rąk do rąk i przygląda się polskiej historii. W rozdziale poświęconym stalinizmowi dosłownie na trzech stronach pojawia się postać Bożenki, która w "Rewersie" została Sabinką. Kiedy poprosiłem Andrzeja, z którym od wielu lat pracuję, by napisał dla mnie scenariusz do debiutu, to opowiedział mi o tym, co go męczyło od 20 lat. Uważał, że zbyt pochopnie odebrał życie bohaterce swojej książki. Chciał jej dać drugą szansę. Musiał o tym dużo myśleć, bo tak precyzyjny scenariusz napisał w zaledwie miesiąc. Scenarzysta i operator, ja pan mówi to były oczywiste wybory – starzy znajomi, osoby, do których miał pan zaufanie. A jak debiutantowi udało się sprowadzić na plan wielkie aktorki – w postać matki Sabinki wcieliła się Krystyna Janda, w roli jej babci wystapiła Anna Polony. Niewiele jest w Polsce dobrych ról kobiecych i kiedy Polony i Janda otrzymały scenariusz weszły w to bez wahania. Pytano mnie czy nie czuję tremy. Pierwszy film i współpraca z takimi wielkimi nazwiskami. Najszczerzej w świecie odpowiadam: nie. Bałbym się gdybym pracował z amatorami. A w zespole z takimi profesjonalistami, kiedy ja sam wiedziałem, co chcę osiągnąć, to nie miało prawa nie zadziałać. To była czysta przyjemność pracy, 28 niezapomnianych dni. Nie potrafiliśmy się rozstać po zakończeniu zdjęć. Kiedy wymyśliłem sobie, że rolę babci powinna grać Anna Polony, to poszedłem na spektakl według Ionesco, w którym grała w Starym Teatrze i po skończonym przedstawieniu czekałem na nią przy wyjściu dla artystów na placu Szczepańskim. Na początku myślała, że jestem fanem, który czeka na autograf. Pokazałem jej scenariusz, powiedziałem, że to mój debiut i bardzo mi zależy, żeby zagrała. Spytała kiedy ma dać odpowiedź. Powiedziałem, że jeszcze w tym roku. To był 27 grudnia… Powiedziała, że nie jest pewna czy da radę i rozstaliśmy się około 23. Telefon obudził mnie następnego ranka o 8.30 rano. Powiedziała, że miała zamiar przeczytać tylko kilka stron, żeby zorientować się jakie to jest i tak ja wciągnęło, że przeczytała cały i chce to grać. Z Krystyną Jandą kontaktowałem się na początku bardziej formalnie: produkcja wysłała jej agentce scenariusz. Na pierwsze spotkanie poszedłem bardzo stremowany, ale odważyłem się jej powiedzieć: „Pani Krystyno, pani sprawia takie wrażenie, jakby pani miała sama Powstanie Warszawskie wygrać, a pani Irena (postać grana przez Jandę w „Rewersie” – red.) jest kompletnie kimś innym”. To ją szalenie rozbawiło i pierwsze lody pękły. Potem to już była czysta poezja. Spodziewał się pan takiego entuzjastycznego przyjęcia w Gdyni? Powiem nieskromnie: wiedziałem, że będzie nieźle. Ale przyjęcie na festiwalu przerosło moje oczekiwania. Takich oklasków nie słyszałem nigdy. Strasznie dumny jestem. (śmiech) Powiedział pan, że lubi gatunki. Następny projekt tez będzie gatunkowy? Teraz chciałbym zrobić adaptację "Fabryki muchołapek" Barta. Znakomitej powieści o łódzkim getcie. Z Bartem zrobiliśmy w tym roku dokument "Radegast", który był w telewizji. Zbieranie dokumentacji do tego filmu trwało pięć lat, więc myślę, że jestem przygotowany do tematu. Już kiedyś mówiłem, że w "Fabryce muchołapek" postmodernizm spotyka Holocaust. To niesamowite, to tak jakby Wojciech Jerzy Has wziął kwasa. Myślę o koprodukcji, bo film wymaga dużego budżetu i jest w nim sporo zagranicznych ról. Chciałbym, żeby John Turturro w nim wystąpił – całą rolę zagrałby nic nie mówiąc, a w ostatniej scenie miałby wielki monolog. Nie ma rzeczy niemożliwych – dobre teksty nie rodzą się na kamieniu, uważam, że ten jest tak dobry, że można zainteresować nim bardzo dobrą obsadę. Trzeba próbować od najwyższej półki.
rozmawiała Magdalena Michalska
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Obrazek
Krakowski reżyser otrzymał Złote Lwy
Zdominował on imprezę i otrzymał aż sześć wyróżnień w konkursie głównym, w tym nagrodę za zdjęcia dla drugiego krakowianina Marcina Koszałki. Wyróżniono także Agatę Buzek za główną rolę kobiecą oraz Marcina Dorocińskiego za drugoplanową rolę męską. Obrazowi przyznano również pięć wyróżnień pozaregulaminowych (m.in. publiczności i dziennikarzy). 36-letni Lankosz "Rewersem" zadebiutował w roli reżysera kinowej fabuły. Dotąd znaliśmy go m.in. jako twórcę dokumentów, w tym znakomitego "Radegastu", krótkometrażowego "Obcego VI", a także współautora, obok Agnieszki Holland i Magdaleny Łazarkiewicz, telewizyjnego tasiemca "Ekipa". Do pracy przy "Rewersie" Lankosz zaprosił Andrzeja Barta, z którym robił poprzednie filmy, i powierzył mu odpowiedzialność za scenariusz. Ich najnowsza wspólna praca dała efekt zaskakujący. Bowiem "Rewers" to czarna komedia, podszyta elementami thrillera i kryminału noir, opowiadająca o losie trzech kobiet: córki, matki i babki. Jej akcja rozgrywa się w czasach stalinowskich. Agata Buzek, Krystyna Janda i Anna Polony muszą zmierzyć się nie tylko z ponurą rzeczywistością, ale także z niejakim Bronisławem (zagrał go z wdziękiem Marcin Dorociński), tajemniczym facetem o demonicznym spojrzeniu, uosabiającym wcielone Zło. "Rewers" to kino, jakiego w Polsce dotąd nie oglądaliśmy, próbujące się wyzwolić z obowiązujących dotąd cierpiętniczo-martyrologicznych schematów. A także znak, że filmowe stery na dobre przejmują młodzi - podkreślają zgodnie krytycy. - Nie wiem, kto to jest przeciętny widz. Wierzę natomiast w inteligencję, smak i gust widowni oglądającej moje filmy - tak, z pewną dozą chełpliwości, podsumował tę pokoleniową zmianę warty Borys Lankosz. Może sobie pozwolić na taką opinię, bowiem staliśmy się w Gdyni świadkami interesującego zjawiska: w werdykcie jury tegorocznej fety pominięto bowiem hurtem produkcje tych, którzy przez dziesięciolecia uosabiali polską kinematografię. Wśród wyróżnionych zabrakło m.in. Janusza Morgensterna (przywiózł na konkurs interesujące"Mniejsze zło"), Feliksa Falka ("Enen"), Jana Jakuba Kolskiego ("Afonia i pszczoły") i Agnieszki Holland ("Janosik"). Ale to niejedyne tegoroczne filmowe klęski. Sprawiedliwie trzeba dodać, że uznania w oczach krytyków nie znaleźli też inni murowani reżyserscy kandydaci do laurów: Rafał Wieczyński i jego "Popiełuszko. Wolność jest w nas", Paweł Borowski ("Zero") i Marcin Wrona ("Moja krew"). Hołdy dla przeszłości załatwiły zaś w tym roku Platynowe Lwy: za całokształt twórczości artystycznej otrzymali je Jerzy Hoffman i Kazimierz Kutz. Z kolei Srebrne Lwy przypadły "Wojnie polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego, ekranizacji głośnej książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". Film króluje już od kilku miesięcy na srebrnych ekranach, zaś statystyka podaje, że obejrzało go do tej pory ponad 400 tys. widzów, co - w porównaniu z innymi nadwiślańskimi produkcjami - wydaje się wynikiem rewelacyjnym. I czy się to komuś podoba, czy nie, polskie kino dalej czekają eksperymenty w stylu filmu 37-letniego Xawerego Żuławskiego. Zresztą trudno zarzucić temu obrazowi cokolwiek pod względem warsztatowym. A rolę Borysa Szyca, czyli błyskającego łysiną dresiarza Silnego, można spokojnie uznać za jedną z najciekawszych w polskim kinie ostatnich lat. Co doceniło również gdyńskie jury, obdarowując aktora nagrodą za najlepszą rolę męską (na końcowej gali pojawił się przekornie we frywolnej peruczce). To znak, że do polskiego kina wkracza nowe.
Franciszek Barwiński - POLSKA Gazeta Krakowska
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Książka na podstawie "Rewersu" w październiku
21 września 2009 W październiku nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukaże się najnowsza książka Andrzeja Barta. Powstała ona na podstawie obsypanego deszczem nagród na FPFF w Gdyni filmu Borysa Lankosza pt. "Rewers", który jest także oficjalnym polskim kandydatem do Oscara. Akcja "Rewersu" rozgrywa się w Warszawie, w latach 50. ubiegłego wieku. Sabina dobiega trzydziestki i przez matkę i babkę uważana jest za starą pannę. Pracuje w wydawnictwie i podkochuje się w charyzmatycznym szefie, którego ideą jest oświecanie ludu. Jej rodzina stara się odnaleźć w powojennych realiach. Brat maluje obrazy na zamówienie partii, matka boi się zrobić cokolwiek wbrew zaleceniom władzy. W domu Sabiny pojawiają się kolejni adoratorzy. Ten, którego wybiera, okazuje się kwintesencją wszystkiego, co złe w tamtym w świecie. Zmuszona do walki o godność i życie, Sabina decyduje się popełnić zbrodnię. Film Borysa Lankosza, do którego Andrzej Bart napisał także scenariusz, to niekwestionowany zwycięzca tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film został uhonorowany tu Złotymi Lwami dla najlepszego filmu oraz wyróżnieniami za główną rolę kobiecą (dla Agaty Buzek), za drugoplanową rolę męską (dla Marcina Dorocińskiego), za muzykę (dla Włodzimierza Pawlika), za charakteryzację (dla Mirosławy Wojtczak, Ludmiły Krawczyk i Waldemara Pokromskiego) oraz za zdjęcia (dla Marcina Koszałki).
[MM / inf.prasowa]
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ZAWALCZY O NAJWAŻNIEJSZĄ FILMOWĄ NAGRODĘ
poniedziałek 21 września 2009 11:57
Fenomenalny "Rewers" powalczy o Oscara!
Obsypany nagrodami 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni debiut fabularny Borysa Lankosza wytypowano na polskiego kandydata do Oscara w kategorii - najlepszy film nieanglojęzyczny. Trzymamy kciuki, aby najlepszy tegoroczny polski obraz rzucił Hollywood na kolana! O "Rewersie" mówi się, że jest po trosze komiksem, innym razem czarnym kryminałem, to znów polską czarno-białą "Amelią". Jak zostanie odebrany za Oceanem? Tego dowiemy się wiosną przyszłego roku. Akademia Filmowa ogłosi nominacje w 24 kategoriach 2 lutego. Kilka dni wcześniej zostanie podana skrócona lista tytułów nieanglojęzycznych ubiegających się o Oscara. Przyszłoroczna 82. gala rozdania Oskarów odbędzie się odbędzie się 7 marca 2010 roku. "Zabieram widzów na dwie godziny w środek stalinowskiej nocy w Warszawie" - zdradza reżyser. I dodaje: "Myślę, że oddałem cały należny szacunek ofiarom tego systemu, ale też opowiedziałem swoją historię dziejącą się troszkę w moim świecie" Borys Lankosz dla DZIENNIKA: Lata 50. widzę bezkolorów >>> W Gdyni "Rewers" pobił rekordy popularności. Świadczą o tym nie tylko otrzymane wyróżnienia, w tym Złote Lwy, ale również specjalne, dodatkowe seanse, które organizowano dla publiczności. Oto laureaci 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni >>> Polskiego kandydata do Nagrody Akademii Filmowej wybrała komisja, której przewodniczyła Agnieszka Odorowicz. W komisji zasiedli Tomasz Bagiński, Mirosław Bork, Ewa Braun, Sławomir Babicki, Roman Gutek, Andrzej Jakimowski, Krzysztof Krauze oraz Tadeusz Sobolewski. Amerykańska publiczność zobaczy dzieło doborowych aktorów (Krystyna Janda, Anna Polony, Marcin Dorociński, Agata Buzek) i świetnych filmowców, kostiumologów (Magdalena Biedrzycka), muzyków (Włodek Pawlik), z którymi współpracował reżyser. Po zeszłorocznym filmie "Katyń" będzie to także prezentacja fragmentu polskiej historii.
Stopklatka.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

BAGDAD CAFE
Niewysłowionym szczęściem było to, że udało mi się znaleźć na premierze a w dodatku miałam okazję siedzieć w II rzędzie Byłam bardzo ciekawa tego spektaklu - musicalu. Nie jestem jakimś strasznym wielbicielem musicali, a raczej ich odbiorcą... może czas to zmienić? Nie miałam wątpliwości, że polonijny musical zrobi na mnie wrażenie. Zawsze głęboko "dotyka" mnie muzyka i śpiew. A tu mamy to wspaniałe "Calling you"... fenomenalnie zaśpiewane przez obie panie, ale jednak to "Calling you" w wykonaniu pani Ewy Konstancji Bułhak poruszyło me serce najbardziej.. Bagdad Cafe to wyjątkowy spektakl... ale kiedy ujrzałam scenografię, zanim jeszcze pierwszy aktorzy pojawili się na scenie... pomyślałam - o Boże! i to wszystko ma się dziać na tej małej scenie.. I działo się! I to jak - fantastycznie!!! Pamiętam, że bardzo mi się podobała piosenka, kiedy to Brenda wyrzuca swojego męża.... Poza tym, oprócz głównych - świetnych - bohaterek, ogromne wrażenie zrobił na mnie Jangajan (ten jego śpiew i boski humor), Olga Sarzyńska i Anna Iberszer (ach te Jej cudne loty i stepowanie). Wszystko cudowne! I jeszcze ta magia wraz z tzw. "efektem końcowym"! Genialny pomysł! Co jakiś czas myślę - oto Pani Krystyna Janda przeszła moje najśmielsze oczekiwania, że to już jest to maksymalne zaskoczenie! Ale gdzie tam... za każdym razem zaskakuje mnie Pani totalnie! Tak było i tym razem! Dziękuję!!! Po premierze odczuwałam pewien mały niedosyt... miałam wrażenie jakby było za mało historii opowiedzianej.. pomiędzy Jasmin a Brendą..... Chciałam to usłyszeć.. A to trzeba było zobaczyć! O czym przekonałam się oglądając ponownie Bagdad Cafe (jutro idę po raz 3 ;)).. wszystko mi się ułożyło… cała historia.. ata jest niezwykle piękna, wzruszająca, opowiedziana (ach te teksty!) z dużą dawką świetnego humoru. Reasumując jestem straaasznie zachwycona kolejnym Pani dziełem. Dziękuję i gratuluję!
Wspominała Pani, że prawdopodobnie będzie wydana muzyka z Bagdad Cafe na płycie.... bardzo bym chciała już móc posłuchać tych pięknych piosenek w tych cudownych wykonaniach!

A specjalnie dla Pani przesyłam kilka zdjęć jeszcze z premiery:


Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
------------------------------------------------------------------------------------------------------
ROSYJSKIE KONFITURY - PRASA

Krystyna Janda reżyseruje spektakl dla Jedynki
(8 października 2009 11:40)

Krystyna Janda reżyseruje dla Jedynki spektakl "Rosyjskie konfitury", w którym zobaczymy m.in. Sonię Bohosiewicz, Agnieszkę Krukównę i Rafała Mohra.
Oprócz Bohosiewicz, Krukówny i Mohra zobaczymy jeszcze Ignacego Gogolewskiego, Cezarego Kosińskiego, Agnieszkę Mandę i Weronikę Nockowską. Zdjęcia powstają w Podkowie Leśnej.
- W istocie rzeczy jest to rozmowa z Czechowem – mówi o swojej sztuce "Rosyjskie konfitury" Ludmiła Ulicka. Na scenie pojawia się posiadłość, w której kiedyś, jak w słynnej sztuce klasyka, mógł kwitnąć wiśniowy sad. Jednak majątek jest od dawna podzielony na działki letniskowe. Akcja rozgrywa się w 2002 roku. Tylko właściciele zniszczonych domków, podobnie jak w czasach Czechowa, nie umieją żyć dniem dzisiejszym. Lubią natomiast mówić. Według Ulickiej "cały czas trwamy w poszukiwaniach czegoś utraconego, utraconego czasu, utraconych ludzkich relacji, nadziei, iluzji. Świat staje się coraz brutalniejszy i traci chyba wartości moralne".
Główna bohaterka sztuki - podobnie jak Raniewska z Czechowowskiego "Wiśniowego sadu" - zadaje sobie pytanie, jak żyć w tym świecie i pozostać czystym człowiekiem. Tak jak u Czechowa nie znajduje na to pytanie odpowiedzi.
Sztuka Ludmiły Ulickiej "Rosyjskie konfitury", którą reżyseruje Janda, odniosła ogromny sukces, szczególnie w Niemczech i Polsce. Autorka nakreśliła obraz zarówno inteligencji, jak i prostych ludzi.
onet.pl
Pozdrawiam najserdeczniej,
Klaudia

----------------------------------------------------
Magnoliaplace.tumblr.com
Avatar użytkownika
Magnolia
 
Posty: 3722
Dołączył(a): Wt, 01.03.2005 17:25
Lokalizacja: Mio Destino

Re: O wszystkim, co piękne.. (w tym prasa i zdjęcia)

Postprzez Krystyna Janda Pn, 12.10.2009 06:57

Bardzo , bardzo dziękuję. A ja nie uczesana na premierze. No ale na sienie już , na fryzjera, nie miałam czasu. Pozdrowienia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja