Czasowo żadne to już nowości prasowe, ale nie widziałam tutaj, może Pani tez nie czytała, więc wklejam.
Podsumowanie Festiwalu Wybrzeże Sztuki
Mirosław Baran
Festiwal, inicjatywa gdańskiego Teatru Wybrzeże, to impreza multimedialna - jednak, co oczywiste, ze szczególnym naciskiem na wydarzenia teatralne. Jej druga odsłona przebiegała pod przewrotnym hasłem "Forever Young" i poświęcona była różnym "odcieniom" starości oraz, z drugie strony, fetyszyzacji młodości we współczesnej kulturze.
Imprezę otworzyła 4 lipca produkcja Wybrzeża - premiera "Ożenku" Mikołaja Gogola w reżyserii Adama Orzechowskiego. Premiera niestety nieudana. Reżyser zdecydował się "postarzeć" gogolowskich bohaterów; konsekwentnie operuje także estetyką kiczu. Jednak z tych zabiegów kompletnie nic nie wynika. Ulatnia się także gdzieś zupełnie bezwzględność autora "Rewizora" w ocenie bohaterów komedii.
Zdecydowanie lepiej wypadło drugie premierowe przedstawienie festiwalu, czyli widowisko Dady von Bzdülöw "Czerwona trawa" w reżyserii Katarzyny Chmielewskiej i Leszka Bzdyla, inspirowane powieścią Borisa Viana o tym samym tytule. Jest to spektakl - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - bezpretensjonalny, z nieśpiesznie następującymi po sobie wydarzeniami, przepełniony radosną erotyką. W "Czerwonej trawie" silnie obecna jest typowa dla Dady ironia. Nie przybiera ona jednak ostrego - jak choćby w "Opus pessimum" charakteru - jest raczej spojrzeniem z przymrużeniem oka na siebie samych, czy na teatralną relację aktor-widz (fenomenalna scena, gdy dwóch aktorów - Leszek Bzdyl i Radek Hewelt - wchodzą pomiędzy widzów, a Katarzyna Chmielewska i Ula Zerek tańczą na scenie wspólny układ). Prawdziwym odkryciem "Czerwonej trawy" jest Zerek, uzdolniona tancerka, która od paru lat konsekwentnie rozwija swoje umiejętności. W nowym przedstawieniu Dady nie odstawała od bardziej doświadczonych tancerzy: Chmielewskiej, Bzdyla czy Hewelta. Udanie także zadebiutowała na profesjonalnej scenie Tatiana Kamienicka. Ważny element przedstawienia stanowiła doskonała, momentami sentymentalnie "trącąca myszką" muzyka Mikołaja Trzaski, udanie przeplatająca motywy jazzowe z wpadającą w ucho elektroniką.
Program teatralny Wybrzeża Sztuki dopełniło pięć przedstawień gościnnych. Ciekawie wypadło porównanie "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta, przygotowanych przez Antoniego Liberę w Teatrze Dramatycznym w Warszawie oraz przez Piotra Cieplaka w warszawskim Teatrze Polonia. I choć w postać Winnie wcieliły się dwie wybitne aktorki - odpowiednio Maja Komorowska oraz Krystyna Janda - to jednak właśnie reżyserzy najbardziej wpłynęli na kształt spektakli. Libera, w końcu czołowy polski "beckettolog", stworzył przedstawienie wierne autorowi "Czekając na Godota" - w efekcie jednak szalenie monotonne, nużące i archaiczne, momentami wręcz szkolne. Produkcja Cieplaka plasuje się na przeciwnym biegunie: reżyser "wyciągnął" Winnie z kopca piasku i "posadził" w fotelu, przykrywając jej nogi kocem. Rozbudował także znacznie postać Williego (doskonały Jerzy Trela), przez co metaforyczna opowieść o śmierci nabrała na scenie zindywidualizowanego charakteru. Choć do spektakli Polonii podchodzę zawsze ze sporym dystansem, to wyprodukowane przez teatr Jandy "Szczęśliwe dni" były zdecydowanie najlepszą gościnną prezentacją Wybrzeża Sztuki.
Świetnie znany gdańskiej publiczności Grzegorz Wiśniewski przywiózł z Łodzi "Brzydala" Mariusa von Mayenburga - spektakl sprawnie zrealizowany i zabawny, choć nie do końca wykorzystujący potencjał tekstu. Słabiej wypadły pozostałe gościnne prezentacje. Zawiodła szczególnie Ewa Wycichowska z Polskiego Teatru Tańca, której "Carpe diem" rozpoczyna się ciekawie i oryginalne, jednak później tonie w przesycie użytych środków i dość kiczowatych chwytach. Aktorzy grający w "Żarze" (Teatr Narodowy w Warszawie, reż. Edward Wojcieszek), czyli Danuta Szaflarska, Zbigniew Zapasiewicz i Ignacy Gogolewski, rzęsiste brawa zebrali raczej za "całokształt twórczości" niż za sam spektakl.
W porównaniu z premierową odsłoną Wybrzeża Sztuki festiwal wzbogacił się o prezentacje gościnne. Jednak - czy aby na pewno się wzbogacił? Jego najjaśniejszymi punktami była premiera "Czerwonej trawy" Dady oraz przewrotna akcja artystyczna Roberta Rumasa i Piotra Wyrzykowskiego "Świątynia miłości" (w kiczowatej kaplicy, która stanęła przed Wybrzeżem, każdy z widzów mógł wziąć ślub, którego udzielał Elvis Presley, Biały Miś lub Lech Wałęsa), czyli produkcje twórców trójmiejskich. A część zaproszonych spektakli - dzięki efektownej obsadzie - bardziej pasowałaby do Festiwalu Gwiazd, a nie imprezy ze sporymi aspiracjami. Bo wierzę, że taką właśnie imprezą chce być Wybrzeże Sztuki.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
____________________________________________________________________________________________
Wybrzeże Sztuki pełne sztuki z importu
Tegoroczny festiwal Wybrzeże Sztuki Teatru Wybrzeże, w przeciwieństwie do pierwszej edycji, gdzie prezentowano sztukę w różnych stadiach rozwoju, stał się głównie prezentacją mistrzów. Zamiast twórczego fermentu głośne nazwiska i skończone, przeważnie gościnne produkcje. W jakim kierunku ma zmierzać ten festiwal?
Wybrzeże Sztuki w tym roku zdecydowanie ukierunkowano na teatr, ale złożony głównie z importowanych spektakli. W ciągu 9 dni zaprezentowano 7 przedstawień teatralnych (w tym dwa spektakle teatru tańca). Dwa z prezentowanych przedstawień to premiery - festiwal zainaugurowała premiera "Ożenku" Teatru Wybrzeże w reżyserii Adama Orzechowskiego, a przedostatniego dnia festiwalu Teatru Dada von Bzdülöw zaprezentował "Czerwoną trawę" wyreżyserowaną przez Katarzynę Chmielewską i Leszka Bzdyla. Pozostałe spektakle przyjechały do Gdańska z Poznania, Łodzi i Warszawy.
Tegoroczna edycja miała trzy jasne punkty:
Jeden to "Żar" Teatru Narodowego (reż. Edward Wojtaszek), który okazał się mistrzowskim pokazem aktorstwa dwóch wielkich osobowości sceny - Zbigniewa Zapasiewicza i Ignacego Gogolewskiego. Dramat rozgrywający się w słowach przywołujących wspomnienia sprzed lat, pomimo wpadek reżyserskich i naiwnej konstrukcji, porusza dzięki zaangażowaniu i warsztatowi wykonawców (aktorom partnerowała Danuta Szaflarska).
"Czerwona trawa" Teatru Dada von Bzdülöw to trzecia próba zmierzenia się z prozą Borisa Viana, duchowego patrona tego teatru. Tancerze Dady tańcząc w charakterystycznej dla teatru scenerii - naświetlenie scen kolorowymi światłem, obecność nietypowych rekwizytów (tym razem były to podłużne zielone termofory wypełnione wodą i fryzjerskie suszarki na stojaku), świetna pulsacyjna muzyka (Mikołaj Trzaska) - przenieśli motywy z twórczości Viana na język tańca. I właśnie różnorodny taniec pięciu tancerzy (oprócz Bzdyla i Chmielewskiej to Radek Hewelt, Ula Zerek i Tatiana Kamieniecka) - pozwala nazwać ten spektakl jednym z najciekawszych wydarzeń Wybrzeża Sztuki.
Intrygujące wykonanie (połączenie różnych sekwencji tanecznych, solowych i w duetach) i taniec umiejętnie wkomponowanej do teatru Leszka Bzdyla debiutantki, Tatiany Kamienieckiej, dało efekt w postaci ciekawego, bliskiego prozie Viana spektaklu, pełnego zaskakujących zwrotów akcji i nowatorskiego potraktowania tematów miłości, młodości, życia, czy śmierci.
"Szczęśliwe Dni" warszawskiego Teatru Polonia to składanka świetnej reżyserii Piotra Cieplaka i dobrej gry aktorskiej Krystyny Jandy i Jerzego Treli.
"Szczęśliwe Dni" warszawskiego Teatru Polonia w reżyserii Piotra Cieplaka są pełną egzystencjalnego bólu opowieścią o czekaniu na śmierć. Reżyser rozbraja poważny temat absurdem codziennych czynności, wykonywanych przez unieruchomioną na krześle Winnie (Krystyna Janda), która sprawnie dyryguje swoim życiowym partnerem Willie (Jerzy Trela). Cieplak akcję dramatu Samuela Becketta przeniósł na opuszczony szkolny dziedziniec, który łączy młodość (okres szkolny, wyznaczany podobnie jak w spektaklu dźwiękiem szkolnego dzwonka) i starość w osobach umierających bohaterów. Udało się Jandzie wykreować przejmującą postać dojrzałej kobiety, walczącej o każdą chwilę radości u schyłku swojego życia. Spektakl Cieplaka przekonuje, że utwory Becketta wcale się nie starzeją.
Znacznie słabsze od wymienionych były pozostałe propozycje festiwalowe. Na wskroś klasyczna, anachroniczna wersja "Szczęśliwych Dni" Becketta w reżyserii Antoniego Libery okazała się przykrą porażką Mai Komorowskiej (Winnie) i klęską reżysera (czołowego tłumacza Samuela Becketta). Kompletny chaos znaczeniowy, nadmiar środków i pomysłów pogrzebały spektakl "Carpe diem" Polskiego Teatru Tańca z Poznania w choreografii Ewy Wycichowskiej. Natomiast "Brzydal" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru im. Jaracza w Łodzi podryfował w kierunku płytkiej farsy.
Hasło przewodnie festiwalu - Forever Young - potraktowano bardzo szeroko. Pomimo wielu wydarzeń poświęconych starości i przemijaniu, o "wiecznej młodości" najwięcej mówi wystawa towarzysząca festiwalowi "nasi Forever Young jubilaci", na której zaprezentowano zdjęcia z lat młodości nagrodzonych ostatnio aktorów Teatru Wybrzeże, występujących w komplecie w benefisowym "Ożenku" Teatru Wybrzeże.
Zrezygnowano z największego atutu poprzedniej edycji - laboratoryjnego wymiaru sztuki i projektów interdyscyplinarnych, tworzonych w trakcie festiwalu. Zamiast młodych, początkujących twórców, zaproszono uznane sławy, zbliżając Wybrzeże Sztuki do nieistniejącego już Festiwalu Gwiazd. Szkoda, że gościnnym występom rangą i jakością daleko do zapowiadanych przez dyrektora w ubiegłym roku twórców tej miary co Pina Bausch, czy Sasha Waltz.
Obecna formuła nie daje dużych perspektyw rozwoju festiwalu i słabo koresponduje nawet z jego nazwą. Warto pomyśleć nad tym, aby Wybrzeże Sztuki nie było tylko wakacyjnym przeglądem importowanych spektakli. Wierzę, że będziemy jeszcze podczas tego festiwalu oglądać różne oblicza sztuki, nie tylko takiej jak ta, która w tym roku zyskała nobliwą twarz seniora.
Portal regionalny trojmiasto.pl
Łukasz Rudziński
____________________________________________________________________________________________
Pogoda dzisiaj nastraja jakoś filozoficznie... Pan Profesor chyba już rozmawia z nami z Góry...
Pozdrowienia z trasy Wybrzeże - Wielkopolska,
N.