Kochana Pani Krystyno
Maluchy miały dziś zakończenie roku szkolnego. Rozdałam garść świadectw, a mi został karton laurek i piękny kosz róż. Patrzę na te przepiękne kwiaty i jak zwykle nie mam siły cieszyć się z wakacji. W sercu jakiś dziwny smutek i lęk. Czy wystarczająco ich przytuliłam, czy na pewno im wszystko powiedziałam...wzruszenie odebrało mi mowę...nie nadaję się na pożegnania...jakiś taki niedosyt, przez trzy lata mówiłam „moje dzieci”, a teraz musieliśmy się rozstać...i niby tak samo już przez wiele lat, a nie umiem się do tego przyzwyczaić. No cóż, ochłonę, odpocznę w wakacje. Trzeba naładować akumulatory, by z nową energią we wrześniu przywitać pierwszaków, które znowu staną się moimi dziećmi...ale znowu tylko na trzy lata...czasami boję się, żeby nie zabrakło mi tej energii.
Już tyle lat pracuję w szkole, a jednak nie wyleczyłam się z tremy. Ileż stresu kosztuje mnie każde publiczne wystąpienie. Z dzieciakami w klasie jestem w swoim żywiole. Nie cierpię wystąpień.
Z tym większą siłą podziwiam Panią, podziwiam wszystkich aktorów za odwagę. Podziwiam również Pani pasję grania, nieustającą energię na scenie. Czy boi się Pani czasami, że może zdarzyć się taki dzień, że najnormalniej w świecie nie będzie się chciało Pani zagrać? Czy miewa Pani takie dni, że gra Pani, bo tak trzeba, ale najchętniej uciekłaby Pani do domu? Chociaż, chyba to złe pytanie, bo przed Panią tyle nowych przedsięwzięć, że nawet nie jedzie Pani na wakacje.
Jutro muszę się spakować, w sobotę wyprowadzam się do mojego domu. Kurcze, jak tu całe życie zamknąć w kartonach i tak po prostu wrzucić wszystko na samochód...już nie podpisuję kartonów, już nie zaznaczam...trudno, będę miała na to całe wakacje, by dojść do ładu. Wprowadzam się w rozpoczęty remont, miała Pani rację, inaczej się nie da. Elektrycy muszą współpracować z hydraulikami i do tego zadają mi tysiące dziwnych pytań, a skąd ja biedna mogę wiedzieć, gdzie postawię lodówkę, a gdzie pralkę. No, ale już zaczynam to wszystko ogarniać. Najważniejsze, że telewizja i Internet już tam działają to jakoś się urządzę w tym totalnym bałaganie. A nawet miło starej pannie jak tylu facetów się kręci . Jutro zwijam kompa i odezwę się do Pani już z nowego starego domu . Choć świat zwariował mi ostatnio troszeczkę, bo nie jest łatwo pogodzić szkolną biurokrację z remontami i przeprowadzkami, ale nie odmawiam sobie tej przyjemności, jaką jest czytanie Pani bloga.
Ostatnio przeraził mnie elektryk, jak z uśmiechem na twarzy oznajmił mi, że w korytarzu już mam rozdzielnię. Matko Boska, nie zamawiałam żadnej rozdzielni! Okazało się, że tak się nazywa ta zaczarowana skrzyneczka z bezpiecznikami. I tak właśnie przeszłam kilka szkoleń elektrycznych i hydraulicznych. A jak główny majster wysłał mnie do OBI po zakupy to też miałam przygodę. Wybierałam podłogi, kafelki, krany, farby...itp., a że się wszędzie gubię, to dali mi pracownika w pomarańczowym kombinezonie, który miał mnie wszędzie oprowadzić i doradzić. Nie wiem jak to się stało, że go zgubiłam i podeszłam do pierwszego napotkanego pana również w czerwonym kombinezonie, tylko trochę mnie zdziwił, że był bardzo umorusany farbą. Opowiedziałam mu całą historię mojej kuchni by doradził, który wybrać okap. Chłopina wysłuchał cierpliwie do końca, po czym odpowiedział: „Przepraszam, nie mogę Pani pomóc, bo też jestem klientem, wyrwałem się z budowy po farbę”. No i masz babo placek, czy ci na budowach muszą ubierać się tak jak ci z OBI...
Serdecznie Panią pozdrawiam i dziękuję za tę pasję we wszystkim, co Pani robi.
Zuzanna