Pani Krystyno,
w piątek udaliśmy się grupą z pracy do Pani Teatru na Shirley,ja ,moje trzy koleżanki i kolega z żoną.
Po przedstawieniu jakoś nie rozmawialiśmy, każdy z nas wsiadł do swoich samochodów i rozjechaliśmy się do domów a dzisiaj w pracy na wspólnym śniadaniu poprostu nie mogliśmy się słyszeć bo wszyscy jeden przez drugiego miał coś do powiedzenia i w efekcie nikt nie słyszał nikogo, obecni ,którzy nie byli na spektaklu nic nie rozumieli o czym my mówimy bo rozmawialiśmy " shirleyowym" szyfrem.Ważny jest tu wątek naszego kolegi , który chciał jakby podsumować całe przedstawienie i powiedział coś o tym, że spektakl mówił o tym ,że kobiety nie wiedzą czego chcą , ojejku!!!! Pani Krystyno jakmyśmy na niego wszystkie wsiadły ,że nie zrozumiał i w ogóle tylko facet może tak to zinterpretować ,więc mówię do niego " Piotruś tu chodziło o to żeby nie wiem jak kochać drugą osobę i nie wiem jak być szczęśliwym w życiu to zawsze ale to zawsze trzeba być trochę egoistą i spełniać swoje marzenia czyli jechać do tej cholernej Grecji choćby nie wiem co".Zrozumiał wreszcie przesłanie.
A ja co wyniosłam?, zrozumiałam że Shirley ma rację i ,że to wszystko (no prawie wszystko) było o mnie.
W sobotę poszłam do sklepu jak co sobotę ,i do młodej ekspedientki powiedziałam,że wymiotować mi się chcę od tych sobotnich zakupów,a jak wyszłam to zaczął padać deszcz dokładnie wtedy kiedy wracałam z pełną zakupów siatą i pomyślałam,Shirley miałaś rację kochana.
W każdym razie efekt jest taki ,że ma Pani kolejnyh bywalców w swoim teatrze, zostałam dzisiaj zobligowana do zarezerwowania kolejnych biletów, tym razem "Boska".
Pozdrawiam
Ula Papiór
ps. a cha chciałam powiedzieć, ze nie nigdy nie pomyślałabym że jest Pani taka szczupła, rzeczywiście telewizja trochę zniekształca obraz.I te tłumy na widowni, jestem pod wrażeniem.