skrajna egzaltacja...no dno...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

skrajna egzaltacja...no dno...

Postprzez nat N, 31.05.2009 03:24

A ja już wróciłam z „Grecji” do mojej „Anglii”…

Pani Krystyno Kochana…

No…no i masz! I się zacięłam. Bo nie wiem co napisać, żeby nie popaść w totalną egzaltację, euforię i nie zastosować tony wykrzykników…

To chyba zacznę na spokojnie od tego, że najpierw zobaczyłyśmy „Miłość Ci wszystko wybaczy”. Rewelacja. Naprawdę świetny spektakl. Pan Brudny fantastyczny, pozostała Trójka dzielnie dotrzymywała mu kroku, wspaniali byli.

Po spektaklu przerwa na ostudzenie emocji i oczekiwanie na kolejną ich dawkę. Osuszyłyśmy sobie ławeczkę i korzystając z zaskakującej poprawy pogody, czekałyśmy. Na spektakl, ale i na Panią, na powrót z AT, ale chyba to czekanie było bez sensu… I tym sposobem, to, co miałam dla Shirley, wręczyłam dopiero post factum. Chociaż to chyba nie ten styl, ale może jakkolwiek się przydadzą, jak nie „S” to Pani ;)

Ale do sedna. Spektakl.
Może to idiotyczne, ale jak tylko zajęłam miejsce, poczułam niesamowitą radość. Dawno się tak nie czułam. W końcu widziałam tę „gustowną” żółtą kuchnię na własne krótkowidzące oczy! Noo, a jak weszła Pani, tzn. Shirley, noo to … Dwie godziny w krainie szczęśliwości!

Cholera, no nie umiem tego opisać! Była Pani fe-no-me-nal-na! Używam tego określenia z pełną świadomością. Dla mnie Pani nie grała Shirley, Pani nią po prostu była! Nie wiem jak fachowo zdefiniować kunszt aktorski, wiarygodność, prawdziwość, „to coś”, co odróżnia tego jednego Aktora od masy innych. Nie wiem, ale i nie muszę wiedzieć, bo ja mam swoją definicję i jest to żywa definicja! Pani nią jest. Prawdziwa i przekonująca, jako nieszczęśliwa acz przeurocza kura domowa, a także, jako piękna, wyzwolona, ‘odnaleziona’ „S”. Nie wiem ile tam było aktorstwa w aktorstwie, ale miałam wrażenie, że niewiele. Dla mnie na scenie była albo SV, albo KJ, ani przez moment Krystyna Janda grającą Shirley Valentine.

Przez większość czasu wpatrywałam się Pani w oczy, w nich jak zawsze było wszystko. Sedno. Do tego ten cudny śmiech, miny, gesty, pozy, głos…
Ten przeuroczy śmiech inaugurujący grecką plażę… To urocze zawstydzenie z okazji rozstępów… „Dialogi” z mężem… Pieniądze, bilet, paszport…
Cud, miód i orzeszki!!!

Szczęście się dopełniło na brawach końcowych. Miałam wrażenie, że wszyscy klaszczą ile sił w rękach, by choć w ten sposób Pani podziękować. Ale i to było za mało, więc cóż , ‘ruszyliśmy tyłki’. Chyba nic więcej widz nie może zrobić by okazać zachwyt. Jak miło było widzieć uśmiech na Pani twarzy, nieobecny podczas braw na wcześniej oglądanych spektaklach. Te iskierki w oczach, czy może nawet chwilowe wzruszenie, jak mi się wydawało.

No kurcze, miało być bez spazmów zachwytu, ale nie dałam rady!
No to się jeszcze pogrążę, a co. W końcu sama się zdziwiłam kiedy wychodząc z sali usłyszałam swój głos… Nie wierzyłam, że to ja mówię. Odpowiedź na pytanie mojej przyjaciółki „No i jak tym razem Janda?” samą mnie zaskoczyła, z reguły nie jestem tak otwarcie emocjonalna. Najzwyczajniej wykrzyknęłam „Kocham Ja!”… Co nieco się speszyłam zorientowawszy się, że słyszeli to stojący obok współwidzowie, ale na szczęście napotkałam wyrozumiałe spojrzenia i uśmiechy. Druga myśl? „No dobra, to kiedy ja znów zobaczę SV? Byle prędko!”

Miło, że Shirley również mówi tak transplantologii...

Na razie nie jestem w stanie dokładnie określić co mi „dała” Shirley, w czym pomogła, co uświadomiła. Wiem, że wiele, ale chwilowo logiczne myślenie jest absolutnie niewykonalne, musiało ustąpić bezbrzeżnemu zachwytowi. No musiało. Nie miało z nim szans.
DZIĘKUJĘ!!!

Ach, jeszcze dodam, że zyskała Pani kolejnego zachwyconego widza – moja przyjaciółka „w czerwonym” połknęła polonijnego bakcyla i na pewno wróci nie raz. Opanowana Pani weterynarz była tak rozemocjonowana, że ściskając z nerwów aparat podusiła na nim piernik wie co, rozregulowała i tym sposobem nasze zdjęcia są z serii „Zgadnij kto to?” … Może do trzech razy sztuka? Za pierwszym spotkaniem bez, za drugim pół na pół – są, ale jakoby ich nie było, to może za trzecim się uda ;)

Co za koszmarna godzina na zegarze… Ale jakoś sen mnie nie morzy. Mam nadzieję, że Pani już odpoczywa po długim dniu. Wyglądała Pani na zmęczoną, zwłaszcza w kontraście do tego wulkanu energii, jakim Pani była chwilę wcześniej na scenie. Jeśli przy braku "ducha" do nadmuchania balonika, takim ogólnym przemęczeniu, potrafi Pani mieć tyle energii przez bite dwie godziny, to ja nie wiem... Nie wiem skąd Pani ją bierze, naprawdę, zwłaszcza po całym dniu pracy i z perspektywą kolejnych zadań, zamiast zasłużonego odpoczynku.

No i pobiłam rekord długości listu... Szlak! Najmocniej przepraszam za ten euforyczny bełkot.

To ofiarowane kolorowe, co nigdy nie zwiędnie, niech przynosi Pani uśmiech.

Ja się dziś uśmiecham tak, jak ten kwiatek. Dzięki Pani. Dzięki!
N.
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: skrajna egzaltacja...no dno...

Postprzez Krystyna Janda N, 31.05.2009 15:32

Warto grać żeby dostawać takie listy. A ja wczoraj jechałam biegiem na święto Gazety Wyborczej na Plac Zamkowy, bo tam aktorzy już zaczynali beze mnie. Pozdrowienia i do następnego zdjęcia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja