Dzien dobry, Pani Krystyno.
Ja w sprawie imion Nadzieja i Miłość. Z dziecinstwa pamietam kilka pan Nadziej i Nadziejek. Na Podlasiu imie wcale nie takie rzadkie, a przynajmniej ponad 30 lat temu. W liceum mialam kolege K., ktorego mama tez tak sie nazywala. Kolega byl wyjatkowo uzdolniony matematycznie. Kiedy slysze: nadzieja matka glupich, w myslach dopowiadam: i K.
Pana Love’a poznalam kilka lat temu na wakacjach w nadmorskiej miescince w Nowej Poludniowej Walii. Mial tam warsztacik garncarski, a obok sklepik, w ktorym sprzedawal swoje rekodziela, glownie kubki i wazoniki. Na spodzie kazdego wyryte: Love. Pozniej bylam w tych stronach jeszcze ze dwa razy, za kazdym zagladajac do sympatycznego pana garncarza. I przy kazdym spotkaniu to samo wrazenie – ze ten czlowiek chyba zyje miloscia. Bo w sklepiku ceny przystepne, asortyment niewielki, ruch zreszta tez..., taka praca-hobby. Na koniec zostawilam nazwe miescinki pana Love'a: Eden.
Pani Krystyno, mrugam dzisiaj do Pani zielonym okiem. Na dobry dzien.
Pozdrawiam, M.
Squid, czyli kałamarnica, a zlapal ja moj maz.