Dzień dobry Pani Krystyno,
Nie jesteśmy po imieniu, ale mam nadzieje że się Pani nie obrazi
Niespełna miesiąc temu, odprowadzając na dworzec PKP moją córkę studentkę, wpadając nieuchronnie w kolejny smutek po jej wyjeździe, zajrzałam do saloniku prasowego. Przeszukując masę wydawnictw z „oskarowymi” filmami, teraz dostępnymi za parę złotych dla spragnionych odrobiny kultury mas, zobaczyłam książkę – nadzieję, „Moja droga „B”. Pomyślałam sobie, no cóż, sama szukam nowej drogi, a tu znana aktorka, może rzeczywiście ma jakiś Plan „B”..
Kupiłam, wzięłam do domu, położyłam w miejscu „dla oczekujących”…
Przyjaciel odszedł zbyt szybko…, sięgnęłam po „Moją drogę B” , a tu po prostu życie i zapach Toskanii.. Zaskoczenie, zdziwienie, „droga B.” to przyjaciółka…
Przeczytałam gdzieś na skraju nocy i.. poszłam.. do kina na film, „Tatarak”, pierwszy raz sama!
Na sali 10 osób, dwie Panie, „matki Polki” ,w słusznym wieku, po sowitych zakupach, na chwilę wytchnienia zagłębiły się w wygodne fotele..
Ale życie płynie dalej, a telefon głośnym dzwonkiem wciąż przypomina o:
- żaluzjach, które się zepsuły,
- o wywiadówkach, które minęły..
- o zakupach, które jeszcze w domu nie są..
Trzy razy wstałam!, ale nie miałam śmiałości głośno zwrócić uwagi…
…A tu nagle film się kończy i Panie zdziwione i rozbawione mówią :
- „To już koniec?, naprawdę koniec?”
- Tak, proszę Pani, KONIEC! Czas wrócić do domu! Spieszcie się! Ja wrócę do samochodu i pół godzinki popłaczę, że KONIEC znaczy KONIEC i nic tego nie zmieni…
Chociaż, w sumie, jak tak pomyślę o tym wszystkim, to Pani Krystyna i Pan Edward , będą już, choć „niechcący”, zawsze ze mną, nawet przez tą jedną magiczną chwilę, a może nawet będą moją „drogą B”…
Będę do Pani zaglądać..
Pozdrawiam
Ania